poniedziałek, 2 lipca 2012

07/02/2012

Zanim wylecieliśmy rodzice Franka, a dokładniej mama, musiała dorzucić do pieca, no bo jak to tak, dziecko chore, a my lecimy, a dokładniej chodziło jej o to, że ja powinnam zostać i czuwać. Ale jestem nieodpowiedzialnym rodzicem i poleciałam. Mało tego, powiedziałam im, że Sandra nie będzie zupełnie sama z Emmą, bo nasi sąsiedzi będą w domu przez cały weekend, no i jak się okazało to był powód do śmiertelnej obrazy, bo niby miało to oznaczać, że uważam, że sąsiedzi lepiej zaopiekują się Sandrą niż oni. Paranoja, naprawdę mają nierówno pod sufitem. Wkurwia mnie, gdy ktoś wie lepiej, co chciałam powiedzieć.

Ale do rzeczy czyli jak było w Madrycie, było ciepło i wietrznie, była parada gejów, pokaz flamenco, był zamknięty pałac królewski, ale za to zdążyłam zobaczyć Prado i stadion Realu. W Madrycie jadłam najlepiej  przyrządzoną ośmiornicę w życiu i absolutnie rewelacyjnego tatara z tuńczyka z pomidorami i awokado. Co prawda między 17 a 20 chyba wszystkie knajpy są zamknięte i co najwyżej można napić się wina, ale akurat  mi to wystarczało. A propos wina, w Madrycie koniecznie trzeba pójść do Mercado San Miguel i Mercado San Anton. W tym drugim do wina zdecydowanie lepiej jeść wieprzowinę niż kalmary, bo wieprzowinę, mają jakąś super ze świń, które jedzą kasztany, a kalmary nie są ich specjalnością. Warto też usiąść w którymś z Museo del Jamon, żeby zagryzać wino szynką. Poza tym to przed finałem wszystkie ważne budynki i fontanny ogrodzili barierkami, możliwe też że to było przed paradą gejów, a nie przed meczem. A Franek kupił sobie żółte spodnie i niebieski sweterek i potem dziwił się, że wszyscy panowie w obcisłych podkoszulkach znacząco się do niego uśmiechają, bo w sobotę miasto było pełne gejów, a w niedzielę kibiców. Niestety zanim Madryt ogarnęła gorączka czerwono-żółtego szaleństwa wygranej, my wsiedliśmy do samolotu, ale i tak było fajnie. Hola!

2 komentarze:

  1. Może gryzł ją fakt, że nie poprosiliście jej o zaopiekowanie się Sandrą?? Cóż, byłaby to wspaniała pokazja, do przetrzepania szafek, szaf, biurek i sypialnianego zacisza.
    Może przesadzam, ale sama przerobiłam taką akcję z własną Teściową. Ciekawośc ponad konwenanse, etos i etykę... taki typ-;))

    A tej Hiszpanii zupełnie po ludzku zazdroszczę Ci. W ogóle tego fruwania po świecie.
    Ja, do wygranej w Totka (buhahhaha), chyba jednak pozostanę przykuta do Bolandy. Shit!
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, myślę że szuflady przetrzepała już dawno ;))) ale wkurwia mnie, że musi wszystko wiedzieć lepiej, nie potrafię rozmawiać z takimi ludźmi.

      Co do fruwania, to lubię 'te robote' ;) jutro Berlin.

      Usuń