piątek, 28 lutego 2014

02/28/2014

Wkurw mi przeszedł, ale jet tak szaro, że nawet amarantowy sweter i zielona apaszka nie pomagają. Bukareszt bez słońca, jest nieznośnie ponury, straszą betonowe bryły połączone ze sobą siecią kabli, odrapane mury, wszechobecne plastikowe torebki i kostropate drzewa jeszcze bez liści. Na dodatek zmienili pomnik przy Piata Presei Libere, ostatnio była kartonowa, biała limuzyna z kolorowymi balonikami, a teraz jest dziewczynka bez głowy, to znaczy ma coś na kształt głowy, trzyma piłkę na rękach przed sobą. Słabo. Naprawdę nie ma gdzie podziać wzroku, żeby natrafić na coś miłego dla oka. Ale jutro zaczyna się wiosna, więc ma być lepiej, podobno.

czwartek, 27 lutego 2014

02/27/2014

Od poniedziałku szarpie mnie jakaś zmora, co jakiś czas przybierając postać klasycznego wkurwa na cały świat, tak że mam ochotę dać komuś w ryj, chociaż tak na prawdę nie wiem w czym miałoby mi to pomóc, ale może by mi ulżyło. Na dodatek ktoś stuknął mi samochód na parkingu, nie wiem gdzie i kiedy, tylko się domyślam, ale zdaje się że tam i tak nie ma kamer więc gówno mogę zrobić z tych domysłów. Dołożył mi Franek komentując, że to przez moje parkowanie, więc mam sobie radzić sama... przyganiał kubek garnkowi.

Ale to nic, postanowiłam przegonić zmorę, bo to bez sensu, ja sie wkurwiam, spalam i sypią się kolejne rzeczy. Faworków nie zrobiłam, bo bez przesady, ale po drodze do pracy kupiłam pączki i opowiadam wszystkim co to jest tłusty czwartek. (Rumuńska wersja pączka nazywa się gogosi (czytaj: gogoszi), w cukierni są bardzo dobre, no niestety te ze sklepu przypominają bardziej amerykańskie donuty niż puchate pączki, ale cieszmy się tym co mamy.) Przy okazji częstowania pączkami poprosiłam kolegę, żeby umówił mi blacharza na wyklepanie tego stuknięcia. Obiecał, że pomoże i nie piśnie ani słowa, bo chodzi o to żeby się nie dowiedzieli rodzice Franka (bo ciągle jeżdżę ich samochodem, gdyż mój od października stoi i kwitnie w serwisie, a ostatnio na podwórku). Tak naprawdę to wiem, że gdyby to był nasz samochód to, Franek nie komentowałby parkowania, tylko pomógł mi załatwić blacharza, ale on nie chce dyskusji ze swoimi rodzicami, więc umywa ręce.

Zagryzam pączka m&m'sami i zastanawiam się jak długo wytrzyma mój schodzący paznokieć, to znaczy on mi już odpadł, nowy rośnie, ale palec bez paznokcia wygląda delikatnie mówiąc łyso, więc przyklejam ten stary na superglue i plaster.

poniedziałek, 24 lutego 2014

02/24/2014

Coś w tym jest i Franek ma rację, że obecna sytuacja na Ukrainie przypomina rewolucję w Rumunii. nawet to pokazywanie luksusów Janukowycza, dokładnie tak samo pokazywali wille Ceausescu w 89. roku, tylko wtedy nie było internetu, a Ceausescu nie miał gdzie się schować. Trudny czas dla Ukrainy i domyślam się się przepychanki polski polityków wcale im nie pomogą. 

A dziś w Rumunii dzień zakochanych, kto ma ochotę niech sobie poczyta: http://www.rounite.com/?s=dragobete . Wczoraj zaprzyjaźnialiśmy się z kolejną stroną z bezpłatnymi filmami w internecie i w swojej naiwności daliśmy się naciąć na 3 euro plus vat, bo wszystko zrobione jest tak, żeby zmylić przeciwnika, czyli użytkownika, ale trudno, może nas to czegoś nauczy. W końcu wybraliśmy film, HER z seksownym głosem Scarlett Johansson, koncepcja ciekawa, ale film do mnie nie trafił, do Franka też nie, może to dobry znak, że jesteśmy ludźmi z krwi i kości, i potrzebujemy siebie. :)

Czy istnieje coś takiego, jak łatwy przepis na faworki? :)

piątek, 21 lutego 2014

02/21/2014

Dokumenty się nie znalazły, ale przynajmniej nikt mi nie wmawia, że ich nie dałam... i wszystko da się jakoś odkręcić.

Z przerażeniem oglądamy wiadomości z Ukrainy, Franek mówi, że podczas rewolucji w Bukareszcie było podobnie, chaos i krew na ulicach, destabilizacja państwa i dezorientacja społeczeństwa. Zwyczajni ludzie zastrzeleni w drodze do domu, nie wiadomo przez kogo i dlaczego, do dziś nie ma winnych.
Niestety, jeśli nie ma dobrze przygotowanej alternatywy, samo zdjęcie dyktatora ze stołka niczego nie załatwia, dodatkowo sprawy komplikują się, gdy społeczeństwo jest podzielone. A na Ukrainie jest.

Zmieniając temat na bardziej optymistyczny, byliśmy w teatrze na rumuńskiej sztuce, dowcipnie napisanej i sprawnie wyreżyserowanej z nestorem rumuńskiego teatru w roli głównej, Radu Beligan, który ma 95 lat i gra, świetnie gra. Jestem pod ogromnym wrażeniem, jego siły i profesjonalizmu.
Sztuka to "Lekcja wiolonczeli" (autorstwa Mony Radu), która opowiada historię Ewy, byłej gwiazdy filmu, dowiadującej się, że ​​mąż, dużo starszy od niej i zamożny polityk, ją zdradza. Pragnąc zemsty, Ewa postanawia wrócić do aktorstwa, ma ku temu okazję, ale nie jest to proste, bo warunkiem otrzymania roli jest umiejętność gry na wiolonczeli, znajduje więc nauczyciela (żonatego ojca dwójki dzieci), po czym wdaje się z nim w romans. Ewa zakochuje się w nauczycielu, ale nie na tyle żeby zrezygnować z roli w filmie...a przede wszystkim z luksusowego życia u boku bogatego męża. Historia na pozór banalna, ale wcale niegłupia, na dodatek naprawdę dobrze zagrana. 
Nie spodziewałam się, że będę chodzić do teatru na rumuńskie sztuki i je rozumieć!!!

A jutro znowu ma być koniec świata, ciekawa jestem, czy to się kiedyś znudzi, to przewidywanie apokalipsy, spokojnego weekendu!

środa, 19 lutego 2014

02/19/2014

Zgubiłam dokumenty, nie moje, niani. Sprawa jest skomplikowana i nie wierzę, ze to ja zgubiłam, tylko jeden albo drugi adwokat, ale ona mi dała oryginały i powinnam ich strzec jak oka w głowie... cholera, nie wiem co robić, przeszukałam biuro, dom, biurko księgowego, pozostaje mi Święty Antoni. Tak to jest, jak chcesz komuś zrobić dobrze... a chochlik siedzi i zaciera ręce. Wszystkie chochliki uprzejmie proszę o zwrot zagubionej niebieskiej, plastikowej teczki!

wtorek, 18 lutego 2014

02/18/2014

Co to były za Walentynki! Czegoś takiego, to jeszcze nigdy w życiu nie odstawiłam, z żadnej okazji, o Walentynkach nawet nie mówię. Mały stolik na środku pokoju, wszędzie świece, w talii koronki, papierowe serduszka, prosecco... ale naprawdę mi się chciało i tak sobie myślę, że to fajnie, jak się jeszcze chce :)

czwartek, 13 lutego 2014

02/13/2014

Jest tak, jak w starym góralskim przysłowiu: 'Jak wiatr wieje, to śnieg topnieje'. Zmyślam, ale to wiecie, ja cały czas zmyślam. A tak na poważnie, to zupełnie niespodziewanie jedziemy na krótkie wakacje na słońcu, nie teraz, za miesiąc, ale już się cieszę... jak ja się cieszę, to nikt nie wie.
Tymczasem, na niedzielę zapowiadają 15 stopni, czyżby to koniec zimy w Rumunii? Czy mogę już pożegnać się z moim zimowym obuwiem, które kiedyś było przepięknymi oficerkami, a teraz przypomina raczej buty rolnika? A samochód przypomina traktor, przynajmniej takie dźwięki wydaje jak jest nierozgrzany, czyli wszystko pasuje, polska chłopka na rumuńskiej prowincji. Tak, mam bardzo dobry humor i cieszę się sukcesem Justyny Kowalczyk i Kamila Stocha, brawo, brawo, wielkie brawo!

poniedziałek, 10 lutego 2014

02/10/2014

Życie, życie jest nowelą... czyli update rodzinnej telenoweli Franka. I to nie tak, że zaglądam komuś do łóżka, bo to nie tajemnica, ze brat Franka w końcu (po trzech próbach w ciągu dwóch lat) rozwiódł się z żoną. Żona nadal nie przyjmuje tego do wiadomości, udaje że wszystko jest okej i kłócą się jakby byli małżeństwem z szantażem dziećmi włącznie. Masakra. A tym czasem okazało się, że kochanka brata tzn. już nie kochanka tylko oficjalna nowa partnerka, spodziewa się dziecka. Zupełnie mnie to nie dziwi, natomiast rodzice Franka w szoku i w strachu, i w ogóle w czarnych nastrojach, bo dopiero co oswoili się z myślą o rozwodzie a tu trach nowy news, mam wrażenie, że nie tak wyobrażali sobie przyszłość swoich synów. Barat Franka uradowany, ale boi się powiedzieć swoim dzieciom, że będą miały rodzeństwo, więc na razie wszystko jest jedną wielką tajemnicą. Emocje jak w "M jak Miłość".

piątek, 7 lutego 2014

02/07/2014

Kto by pomyślał, że będę chciała wywinąć się z wyjazdu na konferencję do Monaco? Nikt. Nawet ja nie myślałam, a jednak, nie jadę i cieszę się z tego bardzo. Paluszek i główka to szkolna wymówka. Sandra bez antybiotyku, bez gorączki, został katar i kaszel, i tak mniejszy niż mój. Mam nadzieję, że od poniedziałku pójdzie do przedszkola, bo zaczyna mi się kończyć cierpliwość. Miłego weekendu!

czwartek, 6 lutego 2014

02/06/2014

Co zrobić z przyciętym palcem w drzwiach? Jak już troszeczkę przestanie boleć (może być i po dwóch albo trzech dniach), zapukać do zaprzyjaźnionego lekarza dentysty i poprosić żeby najpierw znieczulił palec, a potem malutkim wiertełkiem nawiercił w paznokciu dziurkę, albo dwie. Krew wypłynie (a raczej wytryśnie) ewentualna ropa też, paznokieć przestanie być siny, co prawda zostaną w nim dziurki i zejdzie, ale nie będzie wyglądał jak u nieboszczyka, a to jest niewątpliwa zaleta estetyczna. I proszę mi wierzyć, że wiem co mówię, bo 14 lat temu również przycięłam sobie palec w drzwiach i było tak samo źle jak teraz, trafiłam do chirurga, który nie tylko mnie NIE znieczulił, ale dziurki w paznokciu robił rozgrzaną nad zapalniczką igłą, ściskał mi palec, aż zemdlałam z bólu, a cała krew i tak nie wypłynęła, bo dziurki były za małe; metoda rodem z gestapo, serdecznie pozdrawiam tego pana i mam nadzieję, że kiedyś ktoś mu zrobił taką samą przyjemność.

wtorek, 4 lutego 2014

02/04/2014

Nie wiem czy dawać Sandrze antybiotyk, czy jednak nie. Jedni mówią, że to samo zło i tylko w razie konieczności. Inni, żebym nie przesadzała, dać i szybko skończyć z kaszlem, a przy okazji ochronić uszy, bo ostatnio zapalenie ucha środkowego jest niebezpiecznie popularne. No i nie wiem. Wczoraj prawie cały dzień miała 39,3, kaszel mokry, nos zatkany, ale po południu i w nocy już bez gorączki. Miotam się. Na dodatek z jedną ręką, bo w drugiej palec pulsuje i wygląda jak balon, stan zapalny jak malowany. Mama każe mi wkładać rękę w pomidora, Franek sugeruje antybiotyk, a ja znowu nie wiem. Na dodatek, ta nasza niania to się nadaje do układania podkładów kolejowych, a nie do bycia nianią. Dobrze, że przynajmniej śnieg topnieje sam...

niedziela, 2 lutego 2014

02/02/2014

Wygląda na to, że przez najbliższe kilka miesięcy będę musiała malować paznokcie na czarno, ewentualnie na granatowo. Tak, przycięłam sobie palec w drzwiach, własnoręcznie i to tak porządnie, że prawie się porzygałam z bólu. Okazało się też, że lewy kciuk jest mi bardziej potrzebny w życiu niż myślałam. Kto nie wierzy, niech spróbuje ubrać trzylatkę jedną ręką. Powodzenia.