piątek, 31 stycznia 2014

01/31/2014

Chiński Nowy Rok! Wszystkim Koniom, także sobie, składam najlepsze życzenia. To będzie dobry rok, podobno, niech więc będzie. Choć dzisiejsza noc zupełnie nie była sylwestrowa, przyplątał nam się jakiś wirus, Sandra kaszle, głównie w nocy, więc sypiam po pół godziny z godzinnymi przerwami, trochę słabo, ale mam nadzieję, że kryzys mamy za sobą i ta noc będzie już lepsza. Mija pierwszy tydzień zimy (takiej prawdziwej), za oknem skrzypi mróz, śnieg więc nie topnieje, co za tym idzie nie ma szans na zaparkowanie samochodu na ulicy. Jeszcze nie mam dosyć, ale przydałby mi się perspektywa, że ta zima nie potrwa długo.
Dla oderwania czytam o kobietach dyktatorów i myślę sobie, że one też były szalone.

czwartek, 30 stycznia 2014

01/30/2014

Dziś powinnam wejść pod stół i odszczekać to, co wczoraj napisałam o rumuńskich taksówkarzach. Rano, taką samą taksówką za 1,40 Lei za km, wiózł nas kulturalny, starszy pan, który nie tylko sam nie śmierdział, ale i zadbał o zapach w samochodzie, zapytał również uprzejmie, czy będzie mi przeszkadzało jeśli zapali, odpowiedziałam, że tak, a pan bez słowa odłożył papierosa. Można? Można. Szkoda tylko że to wyjątek. Oczywiście dostał napiwek i podziękował z uśmiechem. Miłego dnia, szczególnie pozdrawiam tych, którzy przedzierają się przez śnieżne zaspy :)

środa, 29 stycznia 2014

01/29/2014

Nigdzie nie spotkałam bardziej chamskich taksówkarzy niż w Bukareszcie. Jeżdżą po chamsku, nie respektując żadnych przepisów oprócz czerwonego światła i tak samo po chamsku odnoszą się do klientów, nie mówiąc już o tym, że śmierdzą i najczęściej palą. Niepalący taksówkarz jest ewenementem, prawie takim samym, jak miły albo pachnący.
Ja rozumiem, że nie jest łatwo, że paliwo coraz droższe, że kasy fiskalne i tak dalej, ale przecież nikt nie pracuje za karę. Generalnie taksówki w Rumunii są tanie, średnio 1,40 Lei za km (czyli około 1,30 zł), bez opłaty początkowej. Oczywiście są też taksówki za 3,50 i za 4,70 Lei za km, ale większość jest tania i wystarczy patrzeć na cenę na drzwiach, żeby się nie naciąć.
Rzadko korzystam z taksówek, ale w taką zimę jak teraz, gdy nie ma mowy o tym żeby znaleźć miejsce do parkowania, to najszybszy środek transportu; trolejbus zatrzymuje się tak głupio, że przez kwadrans musiałabym przedzierać się przez zaspy, a metro akurat na interesującym mnie odcinku jeździ na około i muszę zmieniać linię, co wydłuża moją podróż z 10 do kretyńskich 40 minut, zostają więc taksówki.

Historia z dziś. Taksówkarz do mnie: Dlaczego otworzyła pani okno?
Bo przeszkadza mi dym papierosowy, odparłam.
To trzeba było nie wsiadać, widziałaś że palę.
Luz. Nic nie odpowiedziałam, bo dalsza dyskusja nie miałaby sensu, musiałabym wysiąść i iść piechotą, a na dworze zamieć śnieżna i wiedziałam, że drugiej taksówki tak szybko nie złapię, więc wolałam wytrzymać te dwie minuty do końca podróży, wygoda ponad dumę.
Licznik wybił 6,11 Lei, bez słowa zostawiłam 6,50, specjalnie bez napiwku, z reguły zostawiam 2-3 Leje więcej, ale chamowi nie dam. Obraził się i chyba nawet mnie nawyzywał, ale nie słuchałam, trzasnęłam drzwiami i sobie poszłam.

W Bukareszcie uodporniłam się i przywykłam do wielu rzeczy, chamstwo mnie razi, ale już nie uraża, spływa, jak po kaczce, najtrudniej uodpornić się na głupotę ludzką, ta ciągle mnie szarpie.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

01/27/2014

Pada śnieg, pada śnieg... w ciągu doby nasypało ponad pół metra, Bukareszt sparaliżowany, autostrady nieprzejezdne, lotnisko zamknięte, w szkołach i przedszkolach odwołano zajęcia, ot taka styczniowa niespodzianka. Nie ma korków, bo większość samochodów utknęła w gigantycznych zaspach. Najfajniej mają ci, którzy zaparkowali przy ulicach po których jeżdżą pługi, tam zaspy sięgają dwóch metrów. Na środku Placu Zwycięstwa, czyli Piata Victoriei (który przypomina mi warszawski Plac Konstytucji, tylko jest trochę większy) służby zsypują śnieg z większych ulic, więc utworzyła się tam mega góra śniegu, spokojnie starczyłoby na porządny snow park, ale nie sądzę żeby władze wpadły na taki pomysł.
Dziś jest trochę lepiej niż wczoraj tzn. główne ulice nie są białe, ale mniejsze uliczki ciągle są nieprzejezdne, podobnie jak chodniki, których po prostu nie ma, ale jest tak czysto i cicho... jak w bajce. Według prognoz od środy ma padać na nowo... ze zdwojoną siłą.

A wczoraj wieczorem, siedząc w barze u Turka oglądaliśmy fragmenty Autobiografii Ceausescu i o ile jestem w stanie zrozumieć, że niektórzy ludzie, najczęściej po sześćdziesiątce z rozrzewnieniem wspominają czasy Geniusza i Słońca Karpat (bo wtedy byli młodzi, a wiadomo, że ta perspektywa zmienia wszystko), o tyle nie rozumiem do czego tęsknią dzisiejsi trzydziesto-, czterdziestolatkowie.
Czy pół chleba i kilogram mięsa na osobę dziennie i pionierski kołnierzyk były aż tak dobre, żeby za nimi tęsknić? Czy ograniczenia w zużyciu prądu, ogrzewania i benzyny nikomu nie przeszkadzały? W imię czego? Rumuńskiej potęgi? Niezależnego państwa, które nie ma długów? Przecież to utopia!!! Dziś okazuje się, że i z securitate w każdym kącie dało się żyć.
Naprawdę nie rozumiem do czego ci ludzie tęsknią. Czy naprawdę komunistyczna dyktatura jest lepsza od niedojrzałej demokracji? Dlaczego? Bo trzeba myśleć i samemu dbać o swoją przyszłość? Bo nikt nikomu niczego nie da po znajomości, ani za donosy, ani za wazelinę? Bo Ceausescu budował drogi, szkoły i miasta, bo dbał o swój naród i założę się, że pewnie odśnieżał ulice, nie tak jak teraz... Bzdura! Trochę mnie to śmieszy, ale i przeraża, bo to oznacza, że niebawem Rumuni mogą sobie zafundować nowego tyrana...

piątek, 24 stycznia 2014

01/24/2014

Mogę być spokojna, moje dziecko bardzo ładnie wymawia literkę r... szkoda tylko, że pochwaliła się tym wymawiając z namaszczeniem słowo: kurwa, całe szczęście tylko w mojej obecności, ale i tak mi wstyd. Naprawdę staram się nie przeklinać, nawet za kierownicą, ale wiadomo, że dzieci są najbardziej czujne, kiedy ich uwagi nie potrzebujemy... no i wychwyciła, pięknie.

A narty jej się spodobały, myślę że za rok będzie jeździć.

Poza tym to curry z krewetkami z kwestii smaku, rewelacyjne i nie mam czasu na nic innego, bo gonią mnie terminy aaaaaaaaaaaaaaaa!

wtorek, 14 stycznia 2014

01/14/2014

Minęły Święta, minął Nowy Rok (bo teraz, jak już połowa stycznia, to już nie Nowy), a ja ciągle, jak nie gotuję, to kupuję, sprzątam, pakuję, porządkuję, załatwiam, przygotowuję i odkładam na później, ale jest dobrze.

Przymierzam się do otwarcia firmy w Rumunii, a moja koleżanka mówi: "Zapomnij o tym, że cokolwiek się zmieniło, a najlepiej obejrzyj sobie "Misia" zanim  pójdziesz do urzędu, przypomnisz sobie jak było, a i weź ze sobą czekoladki dla pani z okienka, albo coś." Dobrze, że nie paczkę rajstop... 

Za trzy dni Sandra skończy trzy lata, jedziemy na narty, ciekawa jestem czy jej się spodoba, na razie najbardziej podobają jej się gogle. 

Wszystkiego dobrego.