środa, 31 lipca 2013

07/31/2013

O gotowaniu znowu, bo naprawdę mnie odstresowuje

No i zrobiłam ten makaron ryżowy z krewetkami, głównie dlatego, że po sprawdzeniu przepisów w internecie okazało się, ze mam w domu wszystkie składniki, oprócz imbiru, szkoda, ale bez imbiru też wyszedł dobry. Zrobiłam nawet zdjęcie, ale dziś rano stwierdziłam, że choć smakował naprawdę doskonale, to wyglądał mało apetycznie, co najmniej jakby go ktoś już wcześniej jadł i zwrócił, więc podaruję sobie dokumentację fotograficzną, ale uwierzcie na słowo: ŁATWY i SMACZNY (dla miłośników azjatyckich smaków, oczywiście). Przepis wzięłam stąd:
http://www.kwestiasmaku.com/ryby_i_owoce_morza/krewetki/makaron_ryzowy_z_krewetkami/przepis.html bardzo przyjemna strona, bez udziwnień, wszystko można zrozumieć i wdrożyć w życie.

O kawie i upale, bo ma zasadniczy wpływ na dobry początek dnia

Po upałach i do nas doszły dziś burze, jak w całej Europie chyba, ale jest przyjemnie, 25 stopni i lekki wiaterek, aż miło wyjść na dwór. Generalnie jestem ciepłolubna, upał do 30 stopni zupełnie mi nie przeszkadza, ale nie lubię gdy rano nie mogę wypić nawet łyka gorącej kawy (a kawa rano MUSI być gorąca), bo pot cieknie mi po plecach i przed wyjściem z domu muszę się dwa razy przebierać, wtedy uważam, że jest za gorąco.

O kaszlu i śpiewaniu, bo wydaje mi się, że zaistniała zależność

Kaszel Sandry zmienia się w pokasływanie, przyjmuję to za dobry znak. Może to nie żadna alergia ani inny syf, tylko koniec infekcji która po prostu mocno podrażniła jej gardło, oskrzeliki czy coś tam innego, mam nadzieję. A ona na dodatek ma teraz fazę na śpiewanie i drze się niemiłosiernie, od rana śpiewa rumuńskie 'Sto lat', czyli 'La Multi Ani'. No i po tym jak się tak wydziera oczywiście kaszle.
Dziś rano Sandra stwierdziła, że jest delfinem.
A mama? Kim jest mama?
Mama jest foką.
Hmmm no nie wiem czy to taki fajny komplement...

wtorek, 30 lipca 2013

07/30/2013

Mamy upał upałów, apogeum, w Polsce podobno też ciepło, ale powiedzmy sobie szczerze, w Warszawie pogrzeje dwa dni, góra tydzień i to wszystko, a TU jest TAKIE lato, przez okrągłe trzy miesiące.

Od razu widać, że jestem w lepszej formie psychicznej, bo zrobiłam szaszłyki i gaspacho. Wahałam się przy dodawaniu chleba i miksowaniu go z resztą składników i może trochę przesadziłam z dużą cebulą, ale generalnie rzecz biorąc, wyszło super i jestem dumna i blada.

O! blada to jestem, bardzo, ale w Azji byłabym modna. Na przykład w Wietnamie panie nagminnie noszą długie rękawiczki, żeby tylko nie opalić sobie rąk i dłoni. A te maski na twarzach to nie ochrona przed zarazkami ani smogiem, tylko przed słońcem. Im bledsza skóra, tym wyższy status społeczny.
Wobec tego, może dziś zrobię makaron ryżowy z sosem sojowym i krewetkami?

poniedziałek, 29 lipca 2013

07/29/2013

Weekendowa przerwa w podawaniu lekarstw niczego nie zmieniła, myślę że przejażdżka motorówką i kąpiel w basenie też specjalnie nie pomogły, Sandra dalej kaszle, okej nie cały czas, ale jednak i nikt mi nie powie, że taki kaszel jest normalnym stanem rzeczy. Katar się skończył, gorączki brak, węzły chłonne okej, a rano potrafi zakasłać tak, że prawie wymiotuje, więc nazywajcie mnie histeryczką, ale wcale to nie jest śmieszne, jak ona tak robi. Tak więc, zaczęłam tydzień od wizyty u pediatry, która teraz twierdzi, że ten kaszel ma podłoże alergiczne, Franek się z nią nie zgadza, mówi że to lekka wersja kokluszu, prawdę pokażą wyniki badań krwi, ale do tego czasu powracamy do 5 ml Aeriusa dziennie. Pytałam w przedszkolu, mówią że nie kaszle, więc do przedszkola chodzi, mało tego przedszkolny lekarz potwierdza, że jest zdrowa jak ryba. Więc może to alergia? Zgłupieć można, słowo daję. Koklusz, wirus, alergia...Papier, nożyce, kamień. Tak się czuję właśnie. Wiem, że nic nie wiem, no i martwię się. Za tydzień jedziemy w góry, potem na kilka dni nad morze... a jak morze nie pomoże to pomoże może Gdańsk... tak mówiła moja mama. Lubiłam te jej wierszyki na każdą okazję, to były najśmieszniejsze rzeczy jakie ze mną robiła. A teraz boli mnie głowa i nie wiem, czy z upału, czy dlatego że się zryczałam w nocy, więc albo wypiję trzecią kawę, albo wezmę drugi panadol, żeby jakoś funkcjonować. TO będzie dobry tydzień.

piątek, 26 lipca 2013

07/26/2013

Sztuka łagodzi obyczaje, no to obejrzeliśmy 22 Bullets z Jeanem Reno, a potem Ojca Chrzestnego do momentu, w którym Michael zabija Sollozza i McCluskeya, bo zrobiło się już naprawdę późno. A swoją drogą, to czy McCluskey nie pochodzi przypadkiem od Kluska tylko dodał sobie przedrostek Mac, żeby się lepiej zasymilować? Moim zdaniem kapitan McCluskey mógł pochodzić z polskiej rodziny Klusków która wyemigrowała do Ameryki. Ojca Chrzestnego mogę oglądać na okrągło i Al Pacino, taki szczeniak, pod tym względem kinematografia jest okrutna, nie pozostawia cienia wątpliwości, że się starzejemy.

Konsultację z pediatrą odbyłam droga telefoniczną, odstawiamy antybiotyk, przechodzimy na probiotyki i czekamy do poniedziałku, no to czekamy.

A tym czasem we Francji znowu awantura z cyganami. Absolutnie nie zamierzam bronić mera, który miał powiedzieć, że "może Hitler nie zabił ich wystarczająco wielu", pojechał grubo, nie powinien, ale zastanawiam się, co ja bym zrobiła, gdyby za moim domem rozbił się obóz kilkudziesięciu przyczep z cyganami, no raczej nie poszłabym do nich na piknik... Cyganie są przyjemni tylko w piosenkach Maryli Rodowicz, naprawdę uwierzcie mi, mam ich na co dzień.

W weekend jedziemy w odwiedziny do domu, który Franek wynajął cztery lata temu na wakacje, ile wspomnień, wszystko było inaczej... Uwielbiam ten dom, zapach jeziora i ogórkowy Dove w łazience, który chyba już zawsze będzie mi się kojarzył z tym miejscem.

czwartek, 25 lipca 2013

07/25/2013

O gotowaniu, bo mi oczyszcza umysł... nawet jeśli potem muszę umyć włosy.

Wczoraj utwierdziłam się w przekonaniu, ze smażenie nie jest dla mnie. Okej jeden kotlet w porywach do dwóch, pięć naleśników, ale nie pulpety... nie trzydzieści siedem pulpetów. Na dodatek w dwóch wariantach, wegetariańskim i mięsnym. Zainspirował mnie Franek i postanowiłam zrobić coś dla mnie zupełnie nowego - rumuńskie chiftele z cukinii, czyli coś jak nasze pulpety albo małe mielone. Potem znalazłam w lodówce mięso na krawędzi użyteczności, szkoda mi się go zrobiło, więc w transie zaczęłam robić też chiftele z mięsa. Wyszły, ale smród ze smażenia wszedł mi we wszystkie pory skóry i we włosy oczywiście, no i wydaje mi się, że mają goryczkę. Franek mówi, że dobre... nie chcę się doszukiwać drugiego dna, ale obawiam się, że obłęd w oczach, który miałam po usmażeniu tych trzydziestu iluś tam pulpetów oraz generalny stan ciała i ducha, który sobą reprezentowałam, nie pozwalał mu na stwierdzenie, że mu NIE smakują. A ja obiektywnie nie umiem stwierdzić, czy dobre, bo mi jadą goryczką... Szkoda, że nie zrobiłam dokumentacji fotograficznej. Aaaa zapomniałam dodać, że smażenie odbywałam w 32 stopniowym upale. Może w zimie mój stosunek do smażenia się zmieni.

O kaszlu, bo mi spędza sen z powiek.

Sandra ciągle kaszle, głównie rano i wieczorem trochę, może przesadzam, ale po dwóch tygodniach inhalacji i tygodniu antybiotyku to już chyba powinna przestać. (Uwaga teraz będzie obrzydliwie trochę) Może to przez katar, bo takich lepkich glutów, to jeszcze nie miała, smarkanie wychodzi jej jako tako, ale coś tam jej spływa pewnie do gardła, akurat jak jest w pozycji leżącej i może dlatego kaszle? Jutro podzielę się moją teorią z pediatrą. Gorączki brak, tylko się poci potwornie, ale kto się nie poci przy 33 stopniach? A w poniedziałek ma być 36.

O tym, że chciałabym żeby mnie wciągnął jakiś serial, żeby chwilę pożyć życiem innych ludzi (niekoniecznie prawdziwych).

Może jakieś sugestie od szanownej publiczności? Tylko nic z wyżyn intelektualnych, może być depresyjnie, nie koniecznie jakieś nowości. A i nie trawię psychopatów ani małych dziewczynek o porcelanowych twarzach z czerwonymi oczkami. Z góry serdecznie dziękuję.

środa, 24 lipca 2013

07/24/2013

Jest trochę tak, jak w tym dowcipie:
Kilka dni po przyjęciu, gospodarz rozmawia z jednym z gości:
- Wiesz, po waszej ostatniej wizycie zginęły nam z domu pieniądze...
- No co Ty, chyba nie myślisz, że to ktoś z nas...
- Skąd, pieniądze się znalazły, ale niesmak pozostał.

Ile czasu musi upłynąć? Nie wiem, ale jestem gotowa przyjąć to wszystko, na klatę. To tyle w kwestii Franka.

Mój stan psychiczny odbija się na poczynaniach kulinarnych, źle się dzieje. Zrobiłam wczoraj co prawda paprykę faszerowaną, ale wyszła zupełnie nijaka. Na dodatek wszystko ma jakąś goryczkę, nie wiem czy tylko ja ją czuję? Czy jest jakaś choroba, która objawia się permanentną goryczką? No bo czy brzoskwinie mogą mieć goryczkę?

Dzwoni moja mama, nie chce mi się gadać o niczym. Naprawdę super, że zrobiła dżemy. Co mnie to w ogóle obchodzi? Czy teraz będziemy się przerzucać poczuciem winy? Nie chcę tak, chcę się od tego uwolnić.

Jeżeli naprawdę chcemy coś w sobie zmienić, musimy zacząć od podstaw. (To złota myśl na teraz, chyba zalatuje Pozytywizmem...)

wtorek, 23 lipca 2013

07/23/2013

Bełkoczę, to prawda. Ścierają się we mnie różne myśli i zapewne minie trochę czasu zanim osiągnę równowagę.
Powraca moja mama, jej marzenia, nie są moimi marzeniami, a ona tak bardzo by chciała... tak bardzo. A mnie to męczy, bo z jednej strony chciałabym spełnić jej oczekiwania, a z drugiej strony, chcę żyć po swojemu i nie tłumaczyć się ze swoich decyzji, i nie chcę myśleć że będzie mi miała za złe... że się obrazi, że nie wiem co sobie pomyśli. Tak bardzo chciałabym, żeby to zrozumiała...
A tata, chciałabym znowu bezgranicznie mu zaufać, ale nie wiem czy potrafię i wiem, że nie potrafię z nim o tym rozmawiać. Boję się, że to zniszczy wszystko.
Kiedyś życie wydawało się takie proste, nie wiem kiedy zaczęło się komplikować.

poniedziałek, 22 lipca 2013

07/22/2013

Chciałabym obudzić się kiedyś rano z poczuciem, że już nic, nikomu nie muszę udowadniać, a już na pewno nie sobie. Oczywiście, że to zależy tylko od nas, wiem, ale to nie takie proste, przynajmniej dla mnie. Mam nadzieję że jestem już na dobrej drodze.

piątek, 19 lipca 2013

07/19/2013

Im dogłębniej analizuję różne historie z mojego życia, tym dziwniej robi mi się w środku... 

środa, 17 lipca 2013

07/17/2013

Zachowuję się trochę histerycznie. Mam tendencje. A w środku, w mojej głowie siedzi demoniczna wersja mojej mamy i wbija mnie w poczucie winy. Gwoździem. Kocham Cię Mamo, ale naprawdę Twoje "poświęcenie" jest zupełnie niepotrzebne, nie wiem po co to wszystko robisz. Nic się nie stanie, jeśli nie przygotujesz rano śniadania, a potem obiadu, ja nawet jak jestem mało jem w domu, ojciec nie umrze z głodu. Dlaczego to wszystko? Może uważasz że tak trzeba, że tak powinno być, ale robisz to tak naprawdę dla siebie, bo chcesz mieć poczucie dobrze spełnionego obowiązku, tylko cały czas uważasz, że robisz to dla innych, zrobiłaś wiele dobrego, ale biegasz w kółko, to jest chore. Ja tak nie chcę.

wtorek, 16 lipca 2013

07/16/2013

Nie śpimy od 4.30. Noc w noc prawie. Tak się objawia stres. Jeśli schudnę jeszcze dwa kilogramy to chyba zniknę. Gula w gardle, kamień w żołądku. Bez sensu. Na pozór, bo gdzieś, coś mi mówi, że to ma sens, wszystko co się dzieje ma sens, muszę w to wierzyć...
...ale
Czy prawda może być tak okrutna, że lepiej jej nie poznawać, prawda o samym sobie, o naturze człowieka, czy jesteśmy tylko dzikimi zwierzętami? Czy jednak potrafimy kochać, współczuć i tworzyć? Czy panowanie nad instynktami jest esencją człowieczeństwa? Czy cierpienie jest imperatywem do zrozumienia istoty bycia człowiekiem? Nie wiem. Czy potrafię działać w imię wyższych idei? i co to kurwa są wyższe idee, bo chyba naprawdę się pogubiłam. I chciałabym się odnaleźć, ale boję się, że to co odkryję może kosztować szczęście kilku osób i zniszczyć naprawdę wiele. I nie wiem co robić. Czy szukać odpowiedzi, czy dać spokój. A jeśli dam spokój, to czy znowu nie zacznę kręcić się w kółko? Nie wiem.

piątek, 12 lipca 2013

07/12/2013

Huśtawka, albo raczej trampolina, nie wiem, raz w górę raz w dół, wszystko mnie boli, nie mogę jeść. Podobno jesteśmy tym co jemy, jeśli tak, to jestem bananem i kawą, bo na nic innego nie mogę patrzeć. Moja głowa waży chyba sześćset kilogramów, a gałki oczne za chwilę mi wypadną. Czuję się wyprana i nie wiem w którym kierunku powinnam dalej iść, nie wiem. Czy moja intuicja mi coś podpowiada? Czy mam jeszcze intuicję?

Lekarz powiedział, że Sandry kaszel to nic takiego, bo wszystkie dzieci kaszlą, podobno, dostała syrop jak zwykle i poszła do przedszkola. Dobrze.

Muszę czymś zająć głowę. Puzzle byłyby dobre. Zaczynam wariować.
http://www.youtube.com/watch?v=Rxa-UEeddC8
'Halo, halo, czy ktokolwiek zauważył, że zagubiłem się i teraz wiem że najgorsza jest ucieczka gdy ktoś mi schował cel...'

czwartek, 11 lipca 2013

07/11/2013

Spałam ponad 9 godzin, bez prochów, bez alkoholu, tak po prostu. Pozorny spokój, tylko czemu nie mam siły się podnieść? I te dziwne sny... Nic nie rozumiem, nie chcę rozumieć. Sandra kaszle. Musimy pójść do lekarza.

Pamiętacie jak w szkole staliście przy tablicy wezwani do odpowiedzi, w głowie pustka, a nauczyciel bez litości zadawał kolejne pytania? Ja pamiętam, piątkowa uczennica, a marzyłam żeby mi postawiła dwóję, tylko niech to się wreszcie skończy. No więc dostałam dwóję, z biologii, za to że nie znałam cyklu rozrodczego tasiemca.
Teraz też dostałam dwóję, ale przynajmniej już mogę wrócić na miejsce.

środa, 10 lipca 2013

07/10/2013

Nigdy nie rozumiałam samobójców. Wydawało mi się, że przecież nie ma sytuacji bez wyjścia. A jednak są. Czuję się tak źle, że wolałabym dziś, żeby mnie nie było, w ogóle. Jestem potwornie głupia i naiwna. Nie chce mi się gadać.

Tak napisała kiedyś Kudłata, a ja to dziś przytaczam: "Zaufanie, w ostatecznym bilansie, to nic innego, jak metafizyczna, bezpodstawna, ślepa wiara w coś lub kogoś; idiotyczne przekonanie, że możemy w kimś pokładać nadzieje… związane z … (tu wpisać dowolne, według gustu i zapotrzebowania)." 


07/10/2013

Każdego można złamać. Jak kijek. Jestem kijkiem dziś. Suchym patykiem.

wtorek, 9 lipca 2013

07/09/2013

Czuję się, jak nastolatka złapana na piciu wódki. W lesie z paczką fajek. Wódki, której tak naprawdę nie piłam, bo nie lubię. No i przyszło tsunami. Wyrzuciło na brzeg wszystkie brudy, bo każdy ma coś za uszami, nawet jeśli mu się wydaje, że wie gdzie jest granica, to gówno prawda. No i tak albo będzie dobrze albo nie.  Na razie stąpamy po bardzo kruchym lodzie. I teraz tak, albo lód stopnieje i wpadniemy do ciepłej i przyjemnej wody, albo woda zamarznie i dalej będziemy iść po lodzie. Metafora jak ze stwora.

PS. Taras przecieka, jak cholera, kurwa mać!

piątek, 5 lipca 2013

07/05/2013

Oszukujemy się... siebie, bliskich, dalekich... bo tak jest lepiej? wygodniej? ładniej? On, ja, ona, oni, wszyscy. Nie mogę przestać. Nie chcę przestać.
Nie rozumiem, jak można się komuś wryć w podświadomość tak bardzo, żeby wciąż powracać, a tego akurat nie chcę, świadomie nie chcę... bo przecież lubię mieć kontrolę.