wtorek, 11 grudnia 2012

12/11/2012

Franek ciągle jeszcze nie przestawił się na czas europejski, siedzi po nocach i zadaje mi głupie pytania, a ja naprawdę nie wiem, jak się nazywam o drugiej w nocy, i tłumaczę mu, że to nie brak zainteresowania tematem z mojej strony, bo jak najbardziej chcę jechać na wakacje w przyszłym roku i nie jest mi wcale obojętne gdzie pójdziemy na Sylwestra, ale normalni ludzie o tej porze śpią. A potem około drugiej trzydzieści Sandra budzi się na siku i cześć pieśni, tak mi się śni.

Jestem naprawdę złą dziewczynką, znalazłam paragon od jubilera, cholera, a miałam znaleźć zdjęcia, które zgubił Franek, ale znalazłam ten paragon, o ja pierdolę, nie, nie mogę się za bardzo podniecać, bo jeśli nie dostanę tego co tam było na tym paragonie to nie wiem, szlag mnie chyba trafi na miejscu.

Żeby za dużo nie myśleć zrobiłam wczoraj doradę. Tak, jestem mistrzynią, dorada wyszła boska, a że robiłam ją w piekarniku, to nawet tak bardzo nie śmierdziało.

Kudłata, moja Droga, wyjaśnij mi proszę dlaczego mrożony indyk jest do dupy, nie upieram się, ale wiesz ja tu w mięsnym nie mam znajomości, jest co prawda jeden sklep, w którym mogę mieć nadzieję na świeżego, ale w Carrefourze ani w Metro, nikt nie będzie mi sprowadzał jednego indyka, a już się nakręciłam, że to będzie indyk właśnie.

Ale moi Państwo, wigilia to za mało ("The World Is Not Enough"), w przyszłym tygodniu mamy gości we wtorek i w piątek na kolacji, w sobotę i niedzielę na obiedzie, a w poniedziałek jest wigilia. Strzeliłam sobie w kolano? Nie, w oba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz