sobota, 8 grudnia 2012

12/08/2012

Franek pojechał z psami na przegląd do lekarza, Sandra śpi, a ja chwilowo nie mam nic do ugotowani ani do prania, rozpusta. Na razie, odpukać, z tarasem mamy spokój i wygląda na to, że nie cieknie, zaczęły się za to znowu jazy z centralą. Ja nie wiem, jak to jest, że im droższy piec tym trudniejszy w obsłudze, powinno być odwrotnie, jak już się zapłaci za piec tyle co za przyzwoity, używany samochód to powinien czytać w myślach, a nie wyłączać się w środku nocy, albo podgrzewać wodę do 100 stopni Celsjusza nie wiadomo po jakiego grzyba. To tyle w kwestiach domowych.
Byliśmy z Sandrą na mikołajkach w ambasadzie, spóźniliśmy się pół godziny przez Franka oczywiście, a potem zginął Sandry prezent, ale i tak miło było. Mamy tyle słodyczy od Nestle, że nic tylko siedzieć i tyć.
Jestem złą dziewczynką i znalazłam swój prezent pod choinkę, spodziewałam się czegoś błyszczącego, a dostanę białą kamizelkę, kolorowe skarpetki i kalendarz, też fajnie, przecież nie będę się mazać, a błyskotkę sama sobie wybiorę. A Franek dostanie radio-budzik, o którym marzył, tak mniemam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz