poniedziałek, 30 kwietnia 2012

04/30/2012

W Rumunii też mają długi weekend, nie taki jak w Polsce, ale i tak połowa Bukaresztu wyjechała. Zupełnie bez związku z długim weekendem, pojechaliśmy do Sibiu, Franek miał tam jakieś sprawy, a ja przy okazji chciałam złapać jednego faceta z Izraela.
Oczywiście zamiast o piątej wyjechaliśmy o ósmej i staliśmy w gigantycznym w korku, a potem przeciskaliśmy się przez sznury ciężarówek, ale już przestałam się przejmować takimi rzeczami. Nocowaliśmy w motelu przy obwodnicy, bo nie zdążyliśmy zrobić żadnej normalnej rezerwacji, więc wiadomo jak to wyglądało, jak braliśmy pokój o drugiej w nocy... rano stwierdziłam, że chyba byliśmy jedynymi gośćmi.
Faceta z Izraela nie złapałam, bo nie przyjechał, Franek też niczego nie załatwił więc, postanowiliśmy się poszwendać. Miasto, rewelacja, czerwone dachówki, jak okiem sięgnąć. Nie dziwi mnie, że w 2007 roku było Europejską Stolicą Kultury. Naprawdę warto, gdyby ktoś kiedyś przejeżdżał przez Transylwanię, to polecam. Nie polecam tylko motelu przy obwodnicy, ale w mieście jest mnóstwo pensjonatów, więc wcale nie trzeba tam spać.
Wracaliśmy przez góry i w końcu zobaczyłam Karpaty, bo poprzednio za każdym razem albo były chmury albo noc i nie wierzyłam, że one w ogóle są, ale okazało się, że jednak są.
Puenta niestety nie będzie wesoła, nie należy wrzucać butów luzem do bagażnika, gdyż może je trafić szlag. Wszystkiemu winne są walizki, które na pewno się o siebie ocierały. Nie, nie znajdę drugich takich samych (butów, nie walizek)!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz