środa, 25 kwietnia 2012

04/25/2012

Z tego wszystkiego oddałam samochód do serwisu, bo i tak potrzebował przeglądu. Obecności kota nie stwierdzono. Nowych kup w garażu też nie. Czyli problem kota zniknął tak samo nagle, jak się pojawił. Ale oczywiście to mnie muszą się przytrafiać takie rzeczy. Powinnam się do tego przyzwyczaić. 
Franek wrócił i zaraz wyskoczył z wyznaniem, że troszeczkę mnie oszukał, a właściwie to nie oszukał, tylko nie do końca powiedział prawdę, bo nie był tylko w Phoenix, ale też w Vegas. Nie chciał mi powiedzieć wcześniej, żebym się nie złościła. Co za głupek. Jak dla mnie to mógłby polecieć i na Hawaje tylko, wolałabym, żeby był ze mną szczery, a nie kręcił i cichaczem wyrzucał paragony ze sklepów. Mam nadzieję, że zrozumiał. Triumfalnie oznajmił mi też, że ma dla mnie prezent na urodziny, ale to niespodzianka i zabrał go do biura, żebym nie podglądała. Obstawiam, że to bielizna. Mogłaby też być jakaś błyskotka, ale nie wydaje mi się. Poza tym, to tak się walnęłam w plecy, że nie mogę oddychać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz