piątek, 21 lutego 2014

02/21/2014

Dokumenty się nie znalazły, ale przynajmniej nikt mi nie wmawia, że ich nie dałam... i wszystko da się jakoś odkręcić.

Z przerażeniem oglądamy wiadomości z Ukrainy, Franek mówi, że podczas rewolucji w Bukareszcie było podobnie, chaos i krew na ulicach, destabilizacja państwa i dezorientacja społeczeństwa. Zwyczajni ludzie zastrzeleni w drodze do domu, nie wiadomo przez kogo i dlaczego, do dziś nie ma winnych.
Niestety, jeśli nie ma dobrze przygotowanej alternatywy, samo zdjęcie dyktatora ze stołka niczego nie załatwia, dodatkowo sprawy komplikują się, gdy społeczeństwo jest podzielone. A na Ukrainie jest.

Zmieniając temat na bardziej optymistyczny, byliśmy w teatrze na rumuńskiej sztuce, dowcipnie napisanej i sprawnie wyreżyserowanej z nestorem rumuńskiego teatru w roli głównej, Radu Beligan, który ma 95 lat i gra, świetnie gra. Jestem pod ogromnym wrażeniem, jego siły i profesjonalizmu.
Sztuka to "Lekcja wiolonczeli" (autorstwa Mony Radu), która opowiada historię Ewy, byłej gwiazdy filmu, dowiadującej się, że ​​mąż, dużo starszy od niej i zamożny polityk, ją zdradza. Pragnąc zemsty, Ewa postanawia wrócić do aktorstwa, ma ku temu okazję, ale nie jest to proste, bo warunkiem otrzymania roli jest umiejętność gry na wiolonczeli, znajduje więc nauczyciela (żonatego ojca dwójki dzieci), po czym wdaje się z nim w romans. Ewa zakochuje się w nauczycielu, ale nie na tyle żeby zrezygnować z roli w filmie...a przede wszystkim z luksusowego życia u boku bogatego męża. Historia na pozór banalna, ale wcale niegłupia, na dodatek naprawdę dobrze zagrana. 
Nie spodziewałam się, że będę chodzić do teatru na rumuńskie sztuki i je rozumieć!!!

A jutro znowu ma być koniec świata, ciekawa jestem, czy to się kiedyś znudzi, to przewidywanie apokalipsy, spokojnego weekendu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz