czwartek, 27 lutego 2014

02/27/2014

Od poniedziałku szarpie mnie jakaś zmora, co jakiś czas przybierając postać klasycznego wkurwa na cały świat, tak że mam ochotę dać komuś w ryj, chociaż tak na prawdę nie wiem w czym miałoby mi to pomóc, ale może by mi ulżyło. Na dodatek ktoś stuknął mi samochód na parkingu, nie wiem gdzie i kiedy, tylko się domyślam, ale zdaje się że tam i tak nie ma kamer więc gówno mogę zrobić z tych domysłów. Dołożył mi Franek komentując, że to przez moje parkowanie, więc mam sobie radzić sama... przyganiał kubek garnkowi.

Ale to nic, postanowiłam przegonić zmorę, bo to bez sensu, ja sie wkurwiam, spalam i sypią się kolejne rzeczy. Faworków nie zrobiłam, bo bez przesady, ale po drodze do pracy kupiłam pączki i opowiadam wszystkim co to jest tłusty czwartek. (Rumuńska wersja pączka nazywa się gogosi (czytaj: gogoszi), w cukierni są bardzo dobre, no niestety te ze sklepu przypominają bardziej amerykańskie donuty niż puchate pączki, ale cieszmy się tym co mamy.) Przy okazji częstowania pączkami poprosiłam kolegę, żeby umówił mi blacharza na wyklepanie tego stuknięcia. Obiecał, że pomoże i nie piśnie ani słowa, bo chodzi o to żeby się nie dowiedzieli rodzice Franka (bo ciągle jeżdżę ich samochodem, gdyż mój od października stoi i kwitnie w serwisie, a ostatnio na podwórku). Tak naprawdę to wiem, że gdyby to był nasz samochód to, Franek nie komentowałby parkowania, tylko pomógł mi załatwić blacharza, ale on nie chce dyskusji ze swoimi rodzicami, więc umywa ręce.

Zagryzam pączka m&m'sami i zastanawiam się jak długo wytrzyma mój schodzący paznokieć, to znaczy on mi już odpadł, nowy rośnie, ale palec bez paznokcia wygląda delikatnie mówiąc łyso, więc przyklejam ten stary na superglue i plaster.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz