wtorek, 25 września 2012

09/25/2012

Cztery dni, cztery samoloty, kilka kieliszków wina, jeden błysk w oku, dwie nieprzespane noce, szybko, zimno i do domu. Tak w skrócie wyglądał mój weekend w Warszawie, pewnie, że było fajnie, tylko powrót mnie wykończył. Mniej więcej w środku drogi chciało mi się płakać, a po wylądowaniu w Bukareszcie, miałam ochotę strzelać do ludzi. I wszyscy jak jeden mąż wchodzili mi pod nogi, nie wiem mania jakaś, czy co... Ale przeszło i horoskop mam dobry, oj jaki dobry :)

2 komentarze:

  1. Mój jest fatalny. Chyba zmienię dostawcę słowa pisanego-;))
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani słowa o horoskopie... taras znwu przecieka...wrrrrrrrrrrrr

      Usuń