wtorek, 18 września 2012

09/18/2012

Przeżyłam weekend z rodziną Franka, chyba kupię sobie medal w nagrodę, albo nie, lepiej buty, ale to może później, bo teraz nie mam czasu, niestety. Nie było źle, ale te nasze relacje są tak sztuczne, że mnie to po prostu męczy. Jeszcze z bratem jako tako, ale z rodzicami to ekwilibrystyka. Wspinam się na czubki palców, żeby im nie pokazać, co o nich naprawdę myślę, i że mam ich głęboko w dupie, a to wszystko dla Sandry, dla Franka też trochę. Na szczęście, nie mieszkamy na tej samej ulicy...

Obcięłam Sandrze grzywkę, ale tym razem tak krzywo, że musiałam ją zabrać do fryzjera. Wyglądało to tak, że najpierw Sandra przez 20 minut czesała panu głowę grzebykiem, a potem pan wyrównał jej grzywkę w ciągu pół minuty i zainkasował 20 lei. To się nazywa biznes.

1 komentarz:

  1. Godziwa i zacna stawka godzinowa-;))
    Chyba zostanę dziecięca fryzjerką-:)))
    M.

    OdpowiedzUsuń