wtorek, 29 maja 2012

05/29/2012

Powiem wam, że jest trochę prawdy w legendach krążących o rumuńskich szpitalach. Dawno nie widziałam takiego syfu, a to wszystko przez Franka oczywiście, bo mu się nie podoba mój kaszel. Wziął mnie z zaskoczenia i wysłał do swojego kolegi na prześwietlenie płuc. To nie szkodzi, że kolega jest ortopedą, a nie pulmonologiem, jak mnie postraszył epidemią gruźlicy, to poszłam za nim w podskokach. Przeprowadził mnie tylnymi drzwiami, rejestrację obeszłam bokiem, dzień dobry tu, tam, proszę się rozebrać, ubrać, do widzenia. W gabinecie karaluchów nie widziałam, ale wszędzie brudno i śmierdzi, połamane łóżka no i tłum ludzi w każdym wieku i stanie. Marzyłam o tym, żeby się owinąć szczelnie folią i nie oddychać, ale nie było takiej opcji. Zdjęcie mojej klatki piersiowej powędrowało z jednego gabinetu do drugiego, oczywiście nie mam gruźlicy, ani zapalenia płuc tylko pozostałości po zapaleniu oskrzeli. Bardzo dobrze, ale jednak dziękuję za takie niespodzianki imieninowe, kwiatki by w zupełności wystarczyły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz