wtorek, 22 maja 2012

05/22/2012

Zaczęło się od tego, że pokłóciliśmy się w nocy z czwartku na piatek, ale to tak, że w myślach już pakowałam walizki i tylko zastanawiałam się, jak to powiedzieć mojemu szefowi. (Chociaż ja wiem, czy na pewno od tego się zaczęło? nie, to było chyba dużo wcześniej, w piątek tylko skumulowały się emocje i pierdolnęło.) Pół piątku przeryczałam, potem wzięłam się w garść i wyobrażałm sobie co by mi powiedział mój psychiatra, z którym spotykałam się trzy lata temu... Powiedziałby: "A czego się pani spodziewała, pani Magdo?" No tak, nie powinnam spodziewać się niczego, w ogóle nie powinnam wielu rzeczy. Powinnam za to, być stanowcza, ale nie do końca mi to wychodzi. Teraz atmosfera jest już lżejsza, w niedzielę Franek zakomunikował mi swoje przemyślenia, a wczoraj ja przedstawiłam mu swoje. (Dosłownie tak było, bo to nie był dialog, to były jednostronne komunikaty z upewnieniem się, że do tej drugiej strony dotarło.) Dziś już się uśmiechamy, muszę jeszcze tylko dokładnie przemyśleć, czy na pewno odnajduję się w tej sytuacji, czy to jest właśnie to czego chcę. Boże, jak dobrze, że mogę podejmować wybory i że nigdzie nie muszę się spieszyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz