niedziela, 18 września 2011

09/18/2011

Doleciałyśmy zdrowo i szczęśliwie. Sandra przespała cały lot, a ja byłam tak zakręcona, że w drodze na lotnisko zorientowałam się, że jestem w kapciach. Chwała Bogu, że to były japonki, no i że na Okęciu było prawie 20 stopni i słońce, a nie deszcz ze śniegiem. Wybrałam się... naprawdę, jak moja babcia, kiedyś na imprezę poszła w fartuszku kuchennym, bo tak się spieszyła, że zapomniała o spódnicy. I wcale nie miała wtedy sklerozy.

Mam jeszcze słowo do projektantów wyjść ze strefy przylotów (przyszłych i obecnych), spróbujcie proszę kiedyś kurwa mać samodzielnie pokonać te pierdolone zakręty pod kątem 90 stopni z dzieckiem w wózku w jednym i walizką w drugim ręku. Powodzenia.

1 komentarz:

  1. Powinnaś przyjeżdżać częściej! I, jak tym razem, przywozić pogodę-;))

    Magda

    OdpowiedzUsuń