piątek, 2 września 2011

09/02/2011

Nie było nas w domu prawie trzy tygodnie. W między czasie odwiedził nas przyjaciel Franka. Szlag mnie trafił, bo co o za odwiedziny, jak nikogo nie ma w domu, raz na ruski rok przyjeżdża i to akurat jak jesteśmy na wakacjach. Wkurza mnie, bo to palant, powinnam powiedzieć Frankowi, że jak jego przyjaciel chce bzykać na boku, to niech wynajmie sobie pokój na godziny, taki "hotel" jest nawet niedaleko nas... Ale nie powiedziałam... Myślę, że Franek czuje się wykorzystany, ale nie chce się do tego przyznać. Olewam to, nie mój problem. Wróciłam do domu, wchodzę do łazienki, a na bidecie stoi moja elektryczna szczoteczka do zębów! (?!?) Zamurowało mnie na chwilę, ale odzyskałam zdolność myślenia i przypomniałam sobie, że tuż przed wyjazdem polerowałam (szczoteczka elektryczna jest genialna do czyszczenia biżuterii) mój wielki, srebrny pierścionek Arabelli i robiłam to nad bidetem, bo umywalkę mamy czarną i wszędzie byłyby białe kropki z pasty do zębów. Myślę, że przyjaciel Franka albo jego przyjaciółka, mogli mieć niezłą zagadkę z tej szczoteczki, no cóż każdy się bawi tak, jak lubi. :)

A wczoraj znaleźliśmy zdechłego nietoperza. Utopił się w misce psa w garażu. Szkoda mi go. To już trzecia ofiara tego domu. Jeden ptak zabił się, wpadając do kominka, a dwa roztrzaskały się o balustradę na tarasie. A kret skurwysyn żyje i ma się dobrze. Wiecie, że podobno w Rumunii krety są pod ochroną? Naprawdę ich ne rozumiem, zezwalają na zabijanie dzikich koni, a chronią krety. Banda kretynów. Przepraszam, samo tak wyszło, nikogo nie chciałam obrazić.

Wieczorem jedziemy nad morze całą rodziną. Pierwszy raz z Sandrą. Będziemy brać udział w maratonie, a mała ma nam kibicować razem z dziadkami. Proszę trzymać kciuki, żebym dotrwała do mety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz