czwartek, 8 września 2011

09/08/2011

Przegląd tygodnia

We wtorek byliśmy na inauguracji stadionu narodowego. Pierwszy raz w życiu byłam na tak dużym stadionie i to podczas meczu (od razu pomyślałam oczywiście o stadionie dziesięciolecia, pirackich płytach i innych atrakcjach... nie żebym miała sentyment, ale gdzie te czasy?). Wszystko fajnie, ale trochę nudno. Mecz, jak mecz, brakowało mi komentatora, nic nie rozumiałam, a wszyscy wokół mnie darli paszcze. Francuzi narzekali, że trawa kiepska, nie mam zdania, nie macałam, z góry wyglądała całkiem dobrze.

Mamy znajomych, którzy dosłownie od progu rzucają się na jedzenie. Ja rozumiem, każdy może być głodny, ale wchodzić do kogoś do domu i z marszu otwierać lodówkę? To są ludzie, którzy mieszkają w domu wielkości sporego pensjonatu, raczej nie głodują, chociaż mam teorię, że nie jedzą w domu tylko robią naloty znajomym. Na domiar złego ci sami znajomi podali mój numer telefonu firmie, która sprzedaje odkurzacze i teraz ta firma wydzwania do mnie 6 razy dziennie. No i jak mam ich lubić?

Za to rodzice Franka przeginaja w drugą stronę. Kiedyś mama przyjechała do nas z własnym pieczywem i wodą! Teraz co prawda niczego już ze sobą nie wożą, ale kategorycznie odmawiają picia i jedzenia czegokolwiek. Boże, no przecież ich nie otruję kawą!

Nie chcę zapeszać, ale chyba pozbyliśmy się kreta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz