poniedziałek, 2 września 2013

09/02/2013

Wspaniały początek tygodnia... zmiana konfiguracji serwera w mojej firmie zaowocowała tym, że nie działają maile, mogę więc spokojnie wypić drugą kawę, może nawet pójdę po ciepłego covriga (dla niewtajemniczonych, to rumuński precel, który smakuje trochę, jak nasze bajgle, tylko jest cieńszy, ma dwie wersje z solą i z makiem oraz z sezamem).

Sandra w przedszkolu. Myślałam, że po miesiącu przerwy zapłacze albo coś, ale nic z tych rzeczy, pobiegła w podskokach.

Na weselu zostaliśmy do czwartej rano i naprawdę nie wiem po co, chyba tylko żeby robić dobre wrażenie. Było... miło, po amerykańsku, tort był przepiękny, z takim samym motywem jak zaproszenia na ślub i specjalnie wydrukowane menu na stołach, tylko karteczki z nazwiskami gości miały takie ramki jak nekrologi w Gazecie Wyborczej, ale oni nie znają Wyborczej więc się nie czepiam. Panna Młoda, na co dzień bardzo ładna dziewczyna, miała sukienkę, w której wyglądała jak garbata, na dodatek na delikatnym tiulu wywalony wielki, ciężki suwak, na jej miejscu zagroziłabym krawcowej śmiercią, ale może nie miała czasu, albo doradzała jej wredna przyjaciółka... Mam nadzieję, ze nigdy nie będzie widziała swoich ślubnych zdjęć od tyłu, tego jej serdecznie życzę.

Przed wyjściem na wesele prosiłam Franka: "Nie zostawiaj mnie samej i nie znikaj, jak zawsze, bo wtedy czuję się idiotycznie." i co? i nie minęło pięć minut i oczywiście mnie zostawił. "Nie no, co Ty kotku, to nie tak." Wrrrrrr powarczałam na niego trochę i mi przeszło.

Od dziś zaczyna nowa niania, ma na imię Lyn, przez miesiąc będzie razem z Emmą, niby wszystko dogadane, a jednak trochę się stresuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz