piątek, 30 sierpnia 2013

08/30/2013

Turkish airlines odnalazły nasz bagaż! Naprawdę bardzo się cieszę, chociaż wnętrze torby wyglądało tak, jakby ktoś ambitnie szukał w niej skarbów i to nie było miłe, ale nic nie zginęło! No ale co miało zginąć, jak mieliśmy ze sobą dwie pary majtek na krzyż. Tak czy inaczej napisałam reklamację i bardzo jestem ciekawa, czy dostanę zwrot 150 euro, których się domagam.

Trzy dni w domu i już mnie boli głowa, a jutro idziemy na wesele, nie mam sukienki, nie wiem czy idziemy tylko na wesele, czy do kościoła też, nie wiem na którą godzinę, a to kluczowa informacja, bo muszę umówić fryzjera. Na dodatek dochodzę do wniosku, że nie lubię tych państwa młodych, kiedyś ich lubiłam ale teraz... on fałszywy, ona nudna, wszystko będzie nafunfane i na wysokie Ce. Nie mam ochoty naprawdę, Franek wie co o tym myślę, on też nie ma ochoty, ale znowu układy i forma i nie wypada nam nie iść.

A tydzień temu o tej porze karmiliśmy olbrzymie żółwie, to znaczy Franek karmił, ja się brzydziłam, nie wiem czemu, zawsze wydawało mi się, że żółwie są sympatyczne, ale jak zaczął wyciągać do mnie swoją dłuuuugą szyję, ble! ... w ogóle to chcieliśmy lecieć do Japonii, albo do Chin i nadal chcemy, ale może w przyszłym roku... Seszeli nie planowaliśmy, ale okazało się, że za punkty które uzbieraliśmy przez ostatnie cztery lata, możemy mieć bilety za free, więc zastanawialiśmy się tylko chwilę.
Seszele są bardzo piękne, ale w porównaniu z kontynentem, powiedzmy szczerze wieje nudą. W zasadzie nie ma co zwiedzać, można podziwiać przyrodę, można oczywiście nurkować, ale teraz tam jest koniec zimy i ocean był tak wzburzony, że fale dochodziły do czterech, pięciu metrów, więc zostało nam karmienie żółwi, objazd wyspy, zdjęcia skał, sex i książki. Sex z tego wszystkiego był najlepszy.
Przeczytałam Inferno Dana Browna i Cesarzową Orchideę Anchee Min i jestem bardzo dumna ze swojego angielskiego. Cesarzową znalazłam tam, w hotelu i zabrałam ją w zamian za Michaela Woodforda, którego Franek wcześniej przeczytał, mam nadzieję, że nikt się nie obrazi za tą skrytą podmianę. W hotelowej bibliotece znalazłam nawet jedną polską książkę, podróżniczą o Nepalu, ale mnie nie wciągnęła.
Poza tym to Seszele zdominowane są przez Arabów, Rosjan, Niemców i Francuzów, inni turyści są w zdecydowanej mniejszość. O dziwo większość tubylców brała mnie za Niemkę, a nie za Rosjankę (bo we Włoszech wszyscy zaczepiali mnie po rosyjsku) jeszcze trochę i już w ogóle zgłupieję "No, I am from Poland." "Holland???" Oni w ogóle nie wiedzą, co to POLAND, przynajmniej większość z którą miałam do czynienia, ale nie mamy się czemu dziwić. Na Rumunię też śmiesznie reagowali, kiwali głowami, jakby ze zrozumieniem: "Aaaa Romania", nie wiem co to miało znaczyć, ale brzmiało jak aprobata.
Kuchnia, taka jak na większości wysp czyli głównie ryby, wszystko inne muszą importować, wiec generalnie jest drogo. Mają swoje tradycyjne kiełbaski, które przypominają mi luźną kaszankę, ale nasza kaszanka, ma kaszę w środku, a te ich kiełbaski nie wiem co. Uprawiają wanilię i palmy kokosowe, więc lokalne wyroby są albo waniliowe albo kokosowe, między innymi tradycyjny waniliowy rum, który smakuje dokładnie jak zapach waniliowy do kremów i ciast Dr. Oetkera.
Na Seszele mogłabym wrócić, ale z Sandrą, jak będzie miała mniej więcej sześć lat, myślę że to prawdziwy raj dla dzieciaków, dla dorosłych... no nie wiem, zależy co kto lubi, ja bym wybrała Azję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz