sobota, 14 września 2013

09/14/2013

Telenowela

Pojechaliśmy do Lizbony, obydwoje, służbowo i z nadzieją, że może tym razem uda mi się cokolwiek pozwiedzać, Frankowi z reguły udaje się zobaczyć prawie wszystko mi nie, ale nie będę uprzedzać faktów.

Sandra jak zwykle została z Emmą, tym razem dodatkowo do pomocy była też nowa niania, no i rodzice Franka, od rana do wieczora, wpadający o różnych porach dnia.

Lizbona - klimatyczna bardzo, tramwaje, knajpki w wąskich uliczkach, fado na każdym rogu, kamienice w kafelkach, sangria, nie wierzyłam, że w końcu udało mi się połączyć przyjemności z obowiązkiem i już o szesnastej biegałam z aparatem po mieście. I wszystko było pięknie do wczoraj, kiedy to dostałam smsa od Emmy, że bardzo jej przykro, ale musi nas teraz pożegnać i wyjechać natychmiast.
Na początku myślałam, ze to żart, bo przecież nie dalej niż dwa dni wcześniej ustaliliśmy z nią, że rozwiązujemy umowę z końcem września i drugiego października odlatuje z powrotem na Filipiny. Ona zadowolona, my również, nawet bonus miała dostać, wszystko gra... nie do końca jak się okazało, bo jej telefon przestał odpowiadać.

Jak tylko nowa niania potwierdziła, że Emma spakowała walizkę i pojechała w siną dal, zaalarmowaliśmy rodziców, a ja zaczęłam szukać najbliższego połączenia do Bukaresztu, bo nie ma opcji, żebym zostawiła Sandrę samą z jakąś kobietą, której żadna z nas na dobrą sprawę nie zna. I dlaczego do nas nie zadzwoniła, jak to się wszystko działo?

Nie mieści mi się w głowie, że po dwóch latach można tak po prostu powiedzieć: adieu. A jednak można, bez wyjaśnień, bez niczego, ja nawet nie wiem czy Emma rzeczywiście wyjechała i gdzie. Nikt nie wie, ta nowa też nie, płacze i zarzeka się, że o niczym nie wiedziała, w co ja oczywiście nie wierze, w związku z tym pokłóciłam się z nią, jak tylko wróciłam dziś rano do domu.

Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, nic nie trzyma się kupy, ale może to co moim zdaniem, nie ma sensu, dla kogoś ma... tylko jak można zostawić dziecko pod opieką kogoś zupełnie obcego, gdy żadnego z rodziców nie ma w kraju, słabo mi jak o tym myślę. Nie wiem co zrobimy z tą nową nianią, wierzyć jej, nie wierzyć? Mam wodę z mózgu.

A rodzice Franka dolewają tylko oliwy do ognia, snują jakieś makabryczne scenariusze nie wiem po co... a jak dziś nad ranem dotarłam z lotniska do domu, to zastałam drzwi i okna otwarte na oścież, ich też nie rozumiem. A i Franek mi nie pomaga wcale, bo mógłby chociaż pogadać ze mną przez telefon, posłuchać o moich dylematach, o zdechłych dwóch kretach i prawdopodobnej myszy w domu, a nie opowiadać, w jakiej to jest wspaniałej mauretańskiej twierdzy i jakie niesamowite są tam tancerki brzucha, kurwa mać, wcale nie jest mi teraz dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz