piątek, 4 stycznia 2013

01/04/2013

Mamy nowy rok, a ja mam na palcu pierścionek z brylantem. Tak, Franek oświadczył mi się w ostatni dzień starego roku. Planował 28-go grudnia, ale nie wyszło, bo akurat się kłóciliśmy, padło za dużo niepotrzebnych słów, oskarżeń i wyznań bez sensu. Ale mam w końcu ten swój wymarzony happy end, tylko niesmak pozostał, przynajmniej u mnie. Głupia jestem, potwornie, ale zostawmy to.

Były święta, w roli głównej był indyk według przepisu Kudłatej (rewelacyjny, ale śnił mi się po nocach, Kudłata zresztą też mi się śniła, siedziała i gadała, do samego rana, no naprawdę moja Droga, co Ty wyrabiasz po nocach?), był opłatek, było rodzinnie, nikt się na nikogo nie obraził (przynajmniej tak mi się wydaje), nikt nikogo niczym nie oblał ani nie podpalił, gładko i miło, straty niewielkie, bo tylko jeden kieliszek do białego wina.

A dwudziestego szóstego grudnia byliśmy w Londynie, planując rajd po muzeach, bo to naprawdę wstyd być tyle razy i nie odwiedzić żadnego, a w Londynie muzea są za darmo, te państwowe przynajmniej, miło i kulturalnie, pomijając jeden wieczór, ale już nie rozdrapuję.

W niedzielę, mieliśmy bilety na TGV do Paryża, ale kto by się przejmował przyjazdem na stację, przecież to tylko pociąg, na filmach to nawet w biegu można wsiąść. Można, ale nie do TGV, bo security, paszporty, sraty-taty, prawie jak na lotnisku. W ten sposób spędziliśmy cztery godziny na dworcu, czekając na następny pociąg, ja z niepotrzebnym poczuciem winy, a Franek z niepotrzebnym wkurwem, że popsułam całą niespodziankę. Siedzieliśmy więc nabzdyczeni przez dobrą godzinę, potem przysięgałam, że jak wyciągałam w pośpiechu rzeczy z sejfu to NIC oprócz koperty nie widziałam i nie zaglądałam do środka, po pierwsze dlatego, że nie miałam czasu, a po drugie, strasznie chciało mi się siku. Oczywiście, domyślałam się, że ma ten brylant ze sobą, ale o gazecie nawet nie pomyślałam. A to o tą gazetę mu chodziło, bo zrobił ją specjalnie dla mnie, gdzie na pierwszej stronie było napisane: "Will you mary me?" Niespodzianka mu wyszła, chociaż mam wrażenie, że inaczej to wszystko planował. A ja, szczerze mówiąc zupełnie inaczej wyobrażałam sobie oświadczyny. No cóż, nikt nie jest doskonały.

Sylwester na przykład też nie, bo liczyłam na przepiękne fajerwerki, a w Paryżu nie było ani jednego, wyobrażacie to sobie? Zero sztucznych ogni w stolicy Francji, niby bon ton i w ogóle, a tak naprawdę to straszna lipa.

Potem byliśmy w Chartres i na zamku w Chambord, spaliśmy w siedemnastowiecznym chateaux i jedliśmy najpyszniejsze croissanty pod słońcem, a potem o mały włos znowu nie spóźniliśmy się na pociąg.

Szybko, jak zawsze, teraz boli mnie gardło i naprawdę mam nadzieję, że nic się z tego nie wykluje. Szczęśliwego Nowego Roku!  

3 komentarze:

  1. Gazeta gazetą, pierścionek pierścionkiem, Ty lepiej powiedz, co odpowiedziałaś??-;)))

    Cieszę się, że ptak wyszedł, tylko słowo nie wiem czemu nagabywałam Cię czarną nocą-:) Mogę nawet przeprosić za swoje senne alter ego-;))

    Szczęśliwego!!!!-;))
    Ż.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, bo miałaś mi coś bardzo ważnego do powiedzenia, nie pamiętam już co oczywiście.

      Powiedziałam: tak. Pomyślałam też: tak :)
      Ale to na razie tyle w temacie zmiany stanu cywilnego.

      Usuń
  2. Gratulacje :)))) kiedy ślub ?? M.

    OdpowiedzUsuń