środa, 2 listopada 2011

11/02/2011

Jesień całą gębą. Słońce zachodzi jak olbrzymi, pomarańczowy Skittles. Nie przepadam za pomarańczowymi, ale z braku laku... tzn. z braku żelków i Skittles dobry. Ale bądźmy poważni, zupa z indyka, a dokładniej ciorba, wyszła mi tak, jakbym ją wyssała z mlekiem matki. Dziś z kolei będzie po włosku, canneloni z mięsem w beszamelu i z sosem pomidorowym. Przysięgam, własna matka mnie nie poznaje.
Emma się sprawdza. Z okazji urodzin kupiłam jej ikonę. Nie wiem czy to dobry prezent, ale widziałam, że podobają jej się święte obrazki.
Poza tym to, przy naszej drodze zamieszkał pies z trzema nogami. Sympatyczny czarnulek. I tak sobie myślę, że jeśli ktoś się użala nad losem piesków u nas, to niech przyjedzie do Rumunii.
Niedawno na lotnisku spotkałam dwie dziewczyny z Belgii, których fundacja przeprowadza adopcję psów z Rumunii. Od początku swojej działalności znalazły nowedomy dla 76 psów. A jeszcze kilkanaście tysięcy czeka w kolejce, jeśli nie więcej. Smutne.

2 komentarze:

  1. A tę ciorbę, to robiłaś z burakami czy ze szpinakiem?
    Ja uwielbiam taką w wersji wołowej z buraczkami!

    Nie wydaje Ci się, że lepiej zainstalować bramki przy schodach, a nie w drzwiach??-:)
    Niech sobie Mała zwiedza włości-;)

    Magda

    OdpowiedzUsuń
  2. Magda -> Ciorba była z indyka, więc bez buraków i szpinaku, tylko ze zwykłą włoszczyną i zakwasem. A i jeszcze dodatkowo wrzuciłam słodką paprykę.
    Wołowa z pomidorami też pyszma. Po przestudiowaniu kuchni rumuńskiej wychodzi na to, że właściwie każda zupa z zakwasem to ciorba. Łatwizna.

    Bramki na schodach odpadają, konstrukcja szklanej barierki nie pozwala na takie rozwiązanie ;)
    M.

    OdpowiedzUsuń