czwartek, 29 sierpnia 2013

08/29/2013

Zanim będzie o egzotyce, o sprawach bieżących, jeszcze...

Wpadłam w sidła korupcji! Może przesadzam, ale zdecydowanie wpadłam w sidła chorego systemu. Nie wiem jak jest w Polsce, pewnie podobnie, w każdym razie w Rumunii każde dziecko przed pójściem do szkoły lub przedszkola musi mieć zaświadczenie od lekarza, że jest zdrowe, nawet jeśli dziecka nie ma w przedszkolu tylko trzy dni (dni robocze, weekendy się nie liczą). A po przerwie semestralnej trzeba zrobić też wymaz z nosa, z gardła i analizę kupy. Generalnie uważam, że to jest słuszne, bo przeciwdziała rozpowszechnianiu się chorób, pasożytów i innych przyjemności, a także uświadamia rodziców. Niestety, jak to często bywa, słuszna idea nie idzie w parze z praktyką, bo większość rodziców "załatwia" zaświadczenia po znajomości i nie robi badań w ogóle, nawet tych post semestralnych. Skąd wiem? Ponieważ dziś zaniosłam Sandry próbki do analizy, a po 5 minutach dostałam wyniki badań i zaświadczenie, że dziecko jest zdrowe. "Jak to, już?" - pytam znajomą lekarkę. Na co usłyszałam: "Wyniki przekażę ci przez telefon w poniedziałek, Mała na pewno jest zdrowa, a ty nie będziesz tu dwa razy jeździć." I była z siebie bardzo zadowolona, a ja nie wiedziałam co mam robić, czułam się jak idiotka, ale wzięłam zaświadczenia i zapłaciłam za badania, chociaż mam wrażenie, że zapłaciłam pani doktor za zaświadczenie, a nie za badania. A to wszystko w publicznym szpitalu, za publiczne pieniądze. Powinnam się nie zgodzić, ale uległam systemowi i układom, bo nasza pani doktor jest również pacjentką Franka, w jej mniemaniu, postąpiła słusznie, wydając mi zaświadczenie na miejscu i tym samym ułatwiając mi życie, chociaż wcale tego nie oczekiwałam, ani nie prosiłam. Jak wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one. I wcale się z tym dobrze nie czuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz