środa, 28 sierpnia 2013

08/28/2013

Wróciliśmy wczoraj, generalnie było bajkowo, ale nie obyło się bez stresów, zaczęło się od tego że dzień przed wyjazdem umarła mama przyjaciela Franka (i zarazem naszego sąsiada), a już pisałam w zeszłym roku, że tu obrządek pogrzebowy jest nieco inny i sto razy bardziej dramatyczny, więc nastroje mieliśmy obydwoje wisielcze... no ale wyobraźcie sobie dwa pogrzeby w ciągu tygodnia. Polecieliśmy, wszystko pięknie, kokosowo, a po dwóch dniach Sandra zachorowała, nie wiemy co to było, rota nie rota, rzygała dalej niż widziała i gorączka 40 stopni. Na miejscu byli rodzice Franka i całe szczęście, zorganizowali moją znajomą panią doktor i sytuacja została opanowana, należą im się laurki i kwiaty, ale i tak trzy dni miałam trochę słabe.

Bardzo chciałabym napisać więcej, ale w tej chwili moja skrzynka mailowa odebrała właśnie 128 nowych wiadomości, więc muszę je najpierw przeczytać. kawy, kawy, kawyyyyyy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz