środa, 7 grudnia 2011

12/07/2011

To nie jest wcale tak, że nie piszę. Piszę, tylko w głowie. Raz nawet napisałam na komputerze, ale wszystkie literki szlag trafił. No i tak to jest, że jesteśmy w grudniu.

Garderoby, jak nie było, tak nie ma. Zasłony za to są już wszystkie.

W niedzielę wróciliśmy z Nowego Yorku. Franek jeździ tam od lat co roku, ale ja byłam po raz pierwszy. Betonowa dżungla jest niesamowita, miasto pełne świateł, żółtych taksówek, wyjących syren i najdroższych sklepów. Wszędzie pełno ludzi. Myślę, że mogłabym mieszkać na Manhattanie, musiałabym tylko nauczyć się gwizdać, bo bez tego nie da rady złapać taksówki. A zestarzeć mogłabym się w Napa Valley koło San Francisco, a co tam!

Średnio znoszę zmiany czasu, teraz jeszcze na dodatek cieknie mi z nosa i boję się, że zaraże Sandrę tym katarem, a wiadomo, że katar i prawie roczne dziecko, to nic dobrego. Jestem notorycznie niewyspana, a dzisiejsza noc to już w ogóle był jakiś koszmar. Najpierw nie mogłam spać, bo było mi na przemian gorąco i zimno, a potem pies zaczął rzygać. Oczywiście nie odrazu zorientowaliśmy się, że rzyga i jak to bywa w filmach, Franek w drodze do łazienki wdepnął w zwróconą psią kolację i zaczął wołać o pomoc. Wtedy pojawiłam się ja i omało nie puściłam pawia, a to był dopiero początek atrakcji, bo zaraz potem pies dostał sraczki. Cudnie! Mniej więcej o 6.30 wróciliśmy do łóżka. Po czym, chwilę później obudziła się Sandra. Koło ósmej przysnęłam w trakcie czytania gazety i to by było na tyle.

Jak byliśmy w Stanach Sandra została z Emmą u brata Franka. Wszystko było okej, tylko ojciec Franka trochę przesadza, przejawiając chęć komunikacji z Emmą za wszelką cenę. On nie mówi po angielsku, więc podczas niedzielnego obiadu pokazuje na mięso na talerzu odwraca się do Emmy i robi: Muuuuu albo Meeeee w zależności od tego, co mają na obiad. Sandra jest zachwycona, ale Emma chyba się go trochę boi.

W poniedziałek wystawiliśmy wypastowane buty na korytarz i czekaliśmy na Św. Mikołaja. Sandrze ze wszystkich prezentów najbardziej podobała się papierowa torebka. A ja dostałam uchwyt na torebkę, taki co się nosi ze sobą i w każdej knajpie można powiesić torebkę na stoliku. Jest cudny!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz