środa, 29 stycznia 2014

01/29/2014

Nigdzie nie spotkałam bardziej chamskich taksówkarzy niż w Bukareszcie. Jeżdżą po chamsku, nie respektując żadnych przepisów oprócz czerwonego światła i tak samo po chamsku odnoszą się do klientów, nie mówiąc już o tym, że śmierdzą i najczęściej palą. Niepalący taksówkarz jest ewenementem, prawie takim samym, jak miły albo pachnący.
Ja rozumiem, że nie jest łatwo, że paliwo coraz droższe, że kasy fiskalne i tak dalej, ale przecież nikt nie pracuje za karę. Generalnie taksówki w Rumunii są tanie, średnio 1,40 Lei za km (czyli około 1,30 zł), bez opłaty początkowej. Oczywiście są też taksówki za 3,50 i za 4,70 Lei za km, ale większość jest tania i wystarczy patrzeć na cenę na drzwiach, żeby się nie naciąć.
Rzadko korzystam z taksówek, ale w taką zimę jak teraz, gdy nie ma mowy o tym żeby znaleźć miejsce do parkowania, to najszybszy środek transportu; trolejbus zatrzymuje się tak głupio, że przez kwadrans musiałabym przedzierać się przez zaspy, a metro akurat na interesującym mnie odcinku jeździ na około i muszę zmieniać linię, co wydłuża moją podróż z 10 do kretyńskich 40 minut, zostają więc taksówki.

Historia z dziś. Taksówkarz do mnie: Dlaczego otworzyła pani okno?
Bo przeszkadza mi dym papierosowy, odparłam.
To trzeba było nie wsiadać, widziałaś że palę.
Luz. Nic nie odpowiedziałam, bo dalsza dyskusja nie miałaby sensu, musiałabym wysiąść i iść piechotą, a na dworze zamieć śnieżna i wiedziałam, że drugiej taksówki tak szybko nie złapię, więc wolałam wytrzymać te dwie minuty do końca podróży, wygoda ponad dumę.
Licznik wybił 6,11 Lei, bez słowa zostawiłam 6,50, specjalnie bez napiwku, z reguły zostawiam 2-3 Leje więcej, ale chamowi nie dam. Obraził się i chyba nawet mnie nawyzywał, ale nie słuchałam, trzasnęłam drzwiami i sobie poszłam.

W Bukareszcie uodporniłam się i przywykłam do wielu rzeczy, chamstwo mnie razi, ale już nie uraża, spływa, jak po kaczce, najtrudniej uodpornić się na głupotę ludzką, ta ciągle mnie szarpie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz