W tej całej sytuacji z kochanką brata Franka najbardziej wkurza mnie ciche przyzwolenie ich rodziny z Frankiem włącznie. Nie rozumiem tego, po prostu nie rozumiem. Okej niech sobie bzyknie na boku jak musi, raz, drugi, nie mnie oceniać, ale utrzymywanie takiej relacji, podczas gdy ta jego żona świata za nim nie widzi i cierpi, to jest kurwa jakaś tortura. I nikt nic nie mówi. A potem ta żona będzie miała taką depresję, że wyląduje w psychiatryku albo w trumnie, bo sobie strzeli w końcu w łeb, albo się rozwali samochodem i wszyscy będą zdziwieni... ale jak to sie stało? Tak to. Rzygać mi się chce. A Franek niby mówi, że nie pochwala takich sytualcji (dosłownie tak powiedział "nie pochwalam" co to kurwa jest?!), ale to przecież nie jego życie, więc co ma zrobić? A ten palant, jego brat przylatuje, jak sztubak z różami do pięknej pani na recepcji. A Franek siedzi cicho, bo to nie jego sprawa... i to mnie właśnie wkurza najbardziej.
A na dodatek mam zryte gardło i głos jak Barry White. Mam nadzieję, że Sandra tego nie złąpie. Chyba przesadziłam z bieganiem w krótkim rękawku. Aaaa nie mogę chorować, nie teraz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz