środa, 10 września 2014

09/10/2014

Trudno mi zacząć pisać po takiej przerwie, a właściwie to zmobilizować się jest trudno. Wykręcam się brakiem czasu, a potem brakiem tematu. I chcę i nie chcę, myślałam nawet, żeby zacząć nowego bloga, jakiegoś takiego bardziej... tematycznego, ale to wszystko bez sensu. Jest jak jest, Bukareszt za oknem, podróże za nami, o tęsknocie dawno zapomniałam, bieżące sprawy nabierają tempa i trzeba załatwiać, zanosić, ustalać, planować, gotować, prać, zmywać i tak w kółko.

Dziś rano, poczułam że staję się kopią swojej mamy i to było straszne. Wykonać plan! Za wszelką cenę, bo świat się wali, szybko, szybko, wstawać, szykować, śniadanie jeść... szybko, a gdzie moja kawa? Franek włącza muzykę i tańczy z Sandrą na środku pokoju, a ja zamiast cieszyć się tą chwilą, warczę na nich, mam ściśnięte gardło i oczy pełne łez, bo mój plan właśnie się rozpada, bo nie zdążymy, bo laboratorium tylko do dziesiątej, a przecież badania do przedszkola i zdjęcie do wizy, kiedy to wszystko?... A po co to wszystko? Po co ta spięta dupa? Badania mogę zrobić jutro, na dodatek sama pobiorę jej wymaz i nie trzeba będzie się spieszyć, tylko muszę kupić te sterylne patyczki w aptece. Zadzwoniłam, przełożyłam, wypiłam kawę i skończyłam kolorowankę razem z Sandrą i Frankiem na dywanie.
Myślę, że skoro potrafię uświadomić sobie co się dzieje i zatrzymać tą spiralę nonsensu, to nie jest źle i może jednak wcale nie będę powtarzać błędów mojej mamy i nie skończę w ślepej uliczce? Może jednak nie jestem stracona? I to wszystko dzięki Rumunii, tak ogólnie.

A na koniec, żeby nie było, że obiecanki-macanki, pocztówki z Transylwanii czyli Sighishora i nasz ulubiony pensjonat, który jest zaledwie 5 km od miasta, ale tak dobrze schowany, że prawie nikt nie potrafi go znaleźć za pierwszym razem :)

Sighishoara, rynek z wieżą w tle.

Sighishoara, widok z wieży...

...i wieża w nocy.

 Zdjęcie pensjonatu zrobiła Sandra, bez mojej pomocy a nawet wiedzy, więc to jej perspektywa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz