tag:blogger.com,1999:blog-28535777345013672282024-03-13T10:11:41.522-07:00Na obcasach... ...nie biega się po schodach, ani po chodnikach w BukareszcieCinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.comBlogger364125truetag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-16338711911581408952015-06-29T06:21:00.000-07:002015-06-29T06:21:00.219-07:00urwało sięNo i się urwało. Nie mam ochoty ani czasu pisać...tu. Trochę nawet mi przykro z tego powodu. Dzieje się, dużo i podobno dobrze. Podobno... Będzie dobrze, mówią, choć ja nie wiem i boję się. Czy dam radę? Tyle pytań... Przy tym wszystkim Bukareszt zszedł na plan dalszy, to takie oczywiste, że jest moim miejscem.<br />
Pewnie jeszcze wrócę do pisania bloga, jak nie tu, to gdzie indziej. Na razie nie mogę... to wszystko.Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-296921977283533652015-04-27T02:51:00.002-07:002015-04-27T02:52:11.663-07:004/27/2015O rany, za chwilę minie miesiąc od poprzedniego wpisu, ale tak to jest, jedne Swięta zaraz potem drugie, codzienna bieganina i na nic nie ma czasu.<br />
Rodzinnie bez zmian, telenowela trwa, jedziemy z bratem Franka i teściami na długi weekend samochodem do Grecji. Znowu jestem ta zła, bo zasugerowałam, żebyśmy podzielili się na samochody, to znaczy, żeby rodzice Franka się podzielili, jeno z nami, a drugie z bratem (plus jego nowa partnerka i nowy potomek). Zdaje się, że jest obraza, ale mam to w nosie, już raz jechałam cztery godzina wciśnieta między fotelik Sandry a mojego teścia, który choć bardzo symatyczny, do najmniejszych nie należy... ale to nie ważne... wyszło na to że wykopałam teściową do samochodu brata Franka. A tam przecież małe dziecko i "olaboga" jak ja mogłam. Trudno w końcu to jej syn. Sama bym do nich poszła, ale Sandra nie chce jechać beze mnie w samochodzie.<br />
Ciekawa jestem jak będzie. Relacja wkrótce.<br />
<br />
A tak naprawdę, to miałam napisać o trzęsieniu ziemi, bo wiadomo, że u nas w Bukareszcie też będzie, tylko nie wiadomo kiedy. W Nepalu podobno częstotliwość tak dużych trzęsień ziemi to ok. 70-80 lat, w Rumunii 30-40 lat, od ostatniego dużego trzęsienia ziemi minęło w marcu 38 lat (wtedy w Bukareszcie zginęlo ponad 1,400 osób). Statystycznie więc, nie znamy dnia ani godziny, nikt oczywiście nie jest przygotowany, mogę mieć tylko nadzieję, że w momencie trzęsienia będziemy w odpowiednim czasie i miejscu, bo na przykład w centrum miasta na Lipscani, większość starych budynków grozi zawaleniem.<br />
<br />
Ostatnie małe (4,8-5,2), ale odczuwalne trzęsienie ziemi w Bukareszcie było pod koniec marca, w nocy, Franka akurat nie było, spałam jak kamień, niczego nie poczułam, ale śniło mi się, że ktoś mi mówił albo, że jakomuś mówiłam, że było trzęsienie ziemi, że się ruszało łóżko, a ja nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić. Słabo? :)Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-20730542117678526412015-04-01T02:33:00.002-07:002015-04-01T02:45:55.487-07:004/1/2015Prima Aprilis, awaria serwera poczty - średni dowcip, imieniny obchodzą: Grażyna i Teodora, wszystkiego dobrego.<br />
<br />
Czy miałyście kiedyś wrażenie, że wasza teściowa jest zazdrosna o waszą relację z małżonkiem? Ja mam. Moja teściowa zaznacza teren, cały czas chce udowodnić, że ona o swoim synu wie więcje niż ja. Na Boga! Jest jego matką, zna go od czterdziestu lat, to chyba normalne, ze wie więcej. Nie rozumiem tej rywalizacji, nie pojmuję. Prawie za każdym razem, gdy temat naszej rozmowy schodzi na Franka słyszę coś w stylu: "Wiem, dzwonił do mnie wczoraj cztery razy, on często do mnie dzwoni, obaj dzwonią" (obaj, synowie znaczy, a nie daj Boże gdy okazuje się, że czegoś nie wie... koniec świata). O Matko! Nidy nie podważałam wspaniałej relacji jaką ma z synami, cieszę się, że ją szanują i o nią dbają, ale zastanawiam się, czego obawia sie ta kobieta, że od sześciu lat powtarza mi i podkreśla, że jej syn do niej dzwoni, że liczy się z jej zdaniem itd. Czy czuje, że jej pozycja jest zagorożona? Jakim cudem? Przecież jest matką, oni ją kochają absolutnie i bezwarunkowo. Może boi się starości (bo śmierci boi się na pewno), niedołężności, że będzie pozostawiona sama sobie, że koniec końców synowie zajęci swoimi sprawami, załatwią jej opiekunkę? Dlatego cały czas pracuje nad zachowaniem zależności między nią i nimi... ale syn, to jednak nie córka...a najlepsza synowa zawsze będzie gorsza od złej corki, jak mawiała moja babcia.<br />
A kończąc ten wątek, moja teściowa to rumuńskie wydanie włoskiej Matrony ze szczyptą polskiej Pani Dulskiej :-)Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-5791994830378852352015-03-30T03:57:00.003-07:002015-04-01T02:38:20.824-07:003/30/2015Wyszłyśmy z tej okropnej anginy. Zmiana czasu jak zwykle mnie zaskoczyła, wiosna również.<br />
<br />
Ostatnio straciłam chęć do pisania, rumuńska codzienność przestała mnie dziwić, przyzwyczaiłam się, a o ciekawszych zwyczajach już pisałam, może to po prostu brak weny połączony z brakiem czasu, może chwilowy.<br />
<br />
W naszej rodzinnej telenoweli nic nowego, ciągle te same wątki, nowa partnerka brata Franka chciałby być traktowana, jak członek rodziny, ale nie jest, trudno się dziwić, na wszystko potrzeba czasu, a przecież trudno wymagać od dziadków, żeby nagle zrzekli się wnucząt które mają od nastu lat na rzecz najmłodszego, półrocznego. (Tak na marginesie, ja też nie do końca jestem "członkiem rodziny" bo w końcu jestem inna, ale nie rozbiłam nikomu małżeństwa i nie unieszczęsliwiłam niczyich dzieci, więc mniejsze "zło" ze mnie.) Frustracja goni frustrację.<br />
Wysłuchuję, bo nie mam wyjścia, staram się nie komentować, ale czasami mi się wymsknie, no i raz powiedziałam, że "źle się stanie, jesli nowa partnerka skłóci braci", zaraz potem pożałowałam, bo mama Franka mało się nie zakrztusiła kawą i zapytała: "Myślisz, że to możliwe? Że taki ma plan?". Nie! Po prostu nie chciałabym, żeby się pokłócili i tyle, bo bracia to bracia, są sobie potrzebni. Wyjeżdżamy razem na weekend majowy, ciekawe jak będzie, podejrzewam że sztucznie.<br />
<br />
Poza tym, za chwilę Święta, u nas w domu dwa razy. Zakwitła magnolia, kwitną forsycje, umarły nam dwa świerki obgryzione przez kozy, zostało osiem, zaczynam rozglądać się za szkołą dla Sandry, bo takie realia, że trzeba znaleźć miejsce półtora roku wcześniej.<br />
<br />
Wiosna, wiosna, wiosna ach to Ty!<br />
<br />
PS. Byłam z Sandrą w kinie na "Kopciuszku"... popłakałam się na początku. Sandra zachwycona, wytrzymała w kinie cały seans.Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-60885945632569458482015-03-16T06:54:00.003-07:002015-03-16T06:55:40.738-07:003/16/2015Będzie krótko.<br />
<div>
Przeziębiona angina nie jest fajna. </div>
<div>
Na szczęście to MOJA angina, NIE Sandry i mam nadzieję, że nie złapie tego, co mam ja. </div>
<div>
Nie mogę oddychać. Ale poza tym to życie jest naprawdę piękne. </div>
<div>
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=KgpIB213dqw">Stanisław Soyka</a> z tej okazji.</div>
<div>
"<i>Jak pięknie jest rano, gdy jeszcze nie wszystko się stało i wszystko może się stać... tylko brać</i>"</div>
Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-72195391866271835702015-03-02T02:04:00.002-08:002015-03-03T03:50:30.839-08:003/02/2015Wszystko wskazuje na to, że zdążyłam z robotą, przyznaję, że momentami szło jak krew z nosa, ale udało się!<br />
<b>1 marca - pierwszy dzień wiosny. </b>Tak to już! W Bukareszcie od dwóch dni oficjalnie mamy wiosnę, tak więc zgodnie z tradycją wczoraj panowie wręczali paniom martiszory (czyt. marc-iszor). Po nasze pojechaliśmy na specjalnie z tej okazji zroganizowany targ w Muzeum Chłopa. Zdjęć w muzeum nie robiłam, bo orócz tłumu nic nie było widać, ale przykłady martiszorów, są.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-dFzwdDvAZ2w/VPQvxOoB4_I/AAAAAAAAAXs/Ks8low7G40g/s1600/FullSizeRender2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-dFzwdDvAZ2w/VPQvxOoB4_I/AAAAAAAAAXs/Ks8low7G40g/s1600/FullSizeRender2.jpg" height="200" title="" width="150" /></a></div>
<br />
Tak wygląda martisor ze sklepu, podejrzewam, że ze stoiska obok Carrefoura. Na obrazku martiszor w kształcie literki M (jak go dostałam, chyba 4 lata temu, myślałam, że to M od mojego imienia, ale skąd! To M od 1 Martie, czyli 1-go marca, ha ha ha), ale martiszorem (jak już pisałam nie raz) może być wszystko, co będzie przewiązane biało-czerwonym sznurkiem (a potem, tak jak na obrazku z prawej strony ten sznurek zawiązujemy na drzewku owocowym). Kominiarz i czterolistna koniczynka maja przynosić szczęście, kilka lat temu modne były żółwie, teraz sowy.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-J2fUme4Wnac/VPQyFrlS56I/AAAAAAAAAX4/HN-mvwCZ5ho/s1600/FullSizeRender1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-J2fUme4Wnac/VPQyFrlS56I/AAAAAAAAAX4/HN-mvwCZ5ho/s1600/FullSizeRender1.jpg" height="200" width="150" /></a></div>
<br />
Mój tegoroczny martiszor, to sowa, sama ją sobie wybrałam i zgodnie z tradycja będę nosic przypiętą do ubrania cały tydzień.<br />
<br />
<br />
Bardzo lubię ten zwyczaj z martiszorami (obecny również w Bułgarii i Mołdawii), choć wciąż biało-czerwony sznurek bardziej kojarzy mi się z polską flaga, niż walką wiosny z zimą :)... I tak sobie myślę, że gdyby jakiś Polak trafił do Rumunii tylko na jeden dzień akurat 1-go marca, mógłby pomyśleć, że to jakiś maniaklny przejaw miłości do naszego kraju.<br />
<br />
<br />
Tak oto zima w Rumunii sie skończyła, a nasza rodzinna telenowela trwa.<br />
Były urodziny brata Franka i znowu skandal, bo zaprosił nas na obiad do restauracji; nas i rodziców, a że była obecna nowa partnerka z nowym potomkiem, to syn stawił się niechętnie, a córka wcale, wobec czego teściowa przeżywała to sapiąc od rana. Wylała przede mną swoje żale, a ja nic (bo konsekwentnie, NIE DAJĘ SIĘ wciągać w dyskusje) tylko pokiwałam głową. Mam przeczucie, że nie tego ode mnie oczekiwano, no ale trudno, nie mogę inaczej, bo potem znowu będzie, że powiedziałam to i tamto, więc milczę i czuję się jak Szwajcaria w czasie wojny.<br />
<br />
Wiosna, wiosna, a ludzie zamiast się kochać, kłócą się... bez sensu.<br />
Moja przyjaciółka pokłóciła sie z mężem, niby to nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni, nie po raz pierwszy też chce sie wyprowadzić, ale teraz czuję, że jest już na skraju wyczerpania. Chciałabym jej pomóc, ale nie chcę doradzać, bo moje doświadczenia, są moimi doświadczeniami, każdy z nas jest inny, popełnia inne błędy, mamy tez inną wrażliwość. Jej mąż też bombarduje mnie telefonami, odbieram, bo mi na nich zależy, uważam że są dobraną parą, ale przecież mogę sie mylić, więc znowu to samo, chciałabym im pomóc, ale przecież nie jestem poradnia małżeńką. Nie daję się.<br />
<br />
Sandra za to ma anginę, ropną, nie chcecie wiedzieć, jak wyglądają jej migdałki, jedziemy więc na antybiotuku. To jej pierwszy doustny antybiotyk, Jeszcze trzy dni. Mam nadzieję, że pomoże, pojutrze w przedszkolu Dzień Mamy (bo dla przypomnienia, 8 marca to w Rumunii święto wszystkich kobiet w tym dzien matki, babki i siostry w jednym), będzie uroczystość, chciałabym żeby poszła, no ale jeśli dalej będzie mieć ropę w gardle, to nici. Mnie też coś rozkłada od czwartku, ból gardła ewoluował w zatkany nos i kaszel, ale... znowu... nie daję się.<br />
<br />
A dobra wiadomość jest taka, że znaleźliśmy trzeci sezon House of Cards w sieci, jest genialny, w sobotę oglądaliśmy do czwartej nad ranem.Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-71975646174708957062015-02-17T02:57:00.001-08:002015-02-17T03:01:55.156-08:002/17/2015<b>Nie daję się.</b><br />
Nie daję się głupim myślom na zasadzie, a co będzie jeśli... bo to bez sensu.<br />
<br />
Nie daję się wciągać w dyskusje z moją teściową, jej drugim synem i byłą synową.<br />
<br />
Ale co sobie o tym myślę to moje... Oni sie rozwiedli rok temu (brat, czyli drugi syn mojej teściowej, to znaczy tak naprawdę to pierwszy, bo sześć lat starszy od Franka, ale to akurat teraz nie jest takie istotne), ale moja była bratowa tak jakby nie przyjmuje tego do świadomości i o ile naprawdę jest mi jej potwornie szkoda, to jednocześnie uważam, że powinna udać się do psychologa, bo to jej zagubienie udziela się wszystkim dookoła. Niestety jest osobą, która leczy się sama, w tym konkretnym przypadku akurat winem i chociaż wino bardzo lubię, nie wydaje mi się tutaj najlepszym lekarstwem. Tworzy wokół siebie wiele pozorów, między innymi taki, że miewa sie doskonale i to wszyscy wkoło sa nienormalni.<br />
Cholera, ktoś jej w końcu musi uświadomić, że nie ma racji. Jej były mąż, jej to powiedział (zdaje się że kilka razy), ale on w jej oczach (i powiedzmy sobie szczerze, trudno się dziwić) jest pierwszym idiotą, który "jak się opamięta to napewno do niej wróci"... O Matko i córko! tak mi żal ich dzieci, mają wodę z mózgu.<br />
Czy ja jej mogę powiedzieć, żeby poszła pogadać z psychologiem? Pewnie że tak, tylko jak tylko o tym wspomnę, powie mi że namówił mnie jej były mąż, i że też jestem nienormalna, jak wszyscy. Więc co... nie daję się wciągać w dyskusje.<br />
A teściowej przestałam mówić cokolwiek, odzwyamy sie do siebie, ale rozmawiamy o niczym... o pogodzie, o jej nadciśnieniu, przedszkolu Sandry... i tak chyba będzie najlepiej.<br />
<br />
Nie daję się paranoi stresu w pracy, bo na pewno zdążymy, zawsze zdążamy.<br />
No to lecę, cześć!Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-28686279765011075462015-02-11T04:08:00.002-08:002015-02-11T05:40:28.600-08:002/11/2015Dawno tu nie zaglądałam, ale nie mam czasu, no nie mam czasu. Będzie więc krótko, styczeń był dobry i oby tak dalej. Wpadłam na chwilę, bo muszę z siebie wyrzucić dwie sprawy... albo trzy.<br />
<br />
Nieznoszę dwulicowości i naprawdę trudno mi przyzwyczaić się do obrabiania czyjejś (za przeproszeniem) dupy za plecami, nie mogę tak, nie umiem i muszę kogoś naprawdę nielubić, żeby obgadywać. Ale z kolei jak kogoś nie lubię to z reguły się z nim nie kontaktuję i nie udaję, że lubię, nie mam więc czego ani kogo obgadywać, niestety okazuje się że kilka osób z mojego bliskiego otoczenia to żmije.<br />
<br />
Cenię dyskrecję i nie chodzi o robienie sekretów z każdego gówna, ale jeśli przy okazji rozmowy o niczym, wspominam mojej teściowej, że być może spotkam się z byłą żoną jej drugiego syna (która bądź co bądź jest chrzestną mojego dziecka i choć nie jest już synową, chrzestną dalej jest) to ona (teściowa znaczy) naprawdę nie musi lecieć z jęzorem do syneczka i mu o tym mówić.<br />
<br />
A syneczek do mnie dzwoni i pyta od kiedy przyjaźnię się z jego byłą żoną... no kurwa mać (przepraszam ja już prawie nie przeklinam, ale nie mogę), po pierwsze to się nie przyjaźnię, bo oprócz mojego dziecka nie mamy innych wspólnych tematów, ale czy to jego broszka? Bo to niezdrowe... A zdrowe jest zostawianie żony z dwójką dzici po 15 latach małżeństwa? Ja rozumiem, że można się niedogadywać, nie oceniam go i nie zaglądam nikomu do łóżka... dlaczego więc taki telefon do mnie?<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-g5DryFyfApg/VNtaMfS8s0I/AAAAAAAAAXM/_dveIBt79f4/s1600/3Monkeys6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-g5DryFyfApg/VNtaMfS8s0I/AAAAAAAAAXM/_dveIBt79f4/s1600/3Monkeys6.jpg" height="206" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<i>(Zdjęcie wzięte z internetu)</i></div>
<br />
A na koniec, żeby nie przedłużać, nie pozwolę, żeby jakaś głupia piosenka przygasiła mi moje wewnętrzne światło, którym obecnie emanuję, niech świeci bo jest dobrze i jestem szczęśliwa.<br />
Koniec.<br />
<br />Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-52597252997109847102015-01-12T03:48:00.000-08:002015-01-12T04:09:33.610-08:001/12/2015Wcale nie jest tak źle, jak zapowiadali meteorolodzy, nocny opad topnieje, cały tydzień ma świecić słońce, "panta rei" na ulicach... i w życiu.<br />
<br />
Zamieniłam skórzane oficerki na kalosze i bardzo mi z tym dobrze. To moje pierwsze kalosze od czasów dzieciństwa, mogę beztrosko deptać po błocie i kałużach, co sprawia, że czuję sie jeszcze lepiej.<br />
<br />
W sobotę urodziny Sandry, czwarte już. Czasami nie moge w to wszystko uwierzyć.<br />
<b>Jestem szczęściarą</b>.Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-2942382398184229812015-01-08T06:48:00.000-08:002015-01-12T04:08:42.062-08:001/8/2015Zima w Bukareszcie jest krótka (w porównaniu na przykad do zimy w Warszawie), ale bywa naprawdę intensywna (o czym pewnie pisałam już kilka razy, a na pewno raz w zeszłym roku) i <b>nie ma co się łudzić, Bukareszt zimą nie jest przyjazny</b>. Korki, zablokowane ulice i miejsca parkingowe (o które jest jeszcze trudniej niż zwykle), śnieg i lód zalegające na chodnikach... Są jednak dni, takie jak w tym tygodniu, gdy jest tak pięknie, że można o tym wszystkim zapomnieć... chociaż pod Ateneul Roman wszędzie lód i nikomu nie przyszło do głowy, żeby sypnąć piaskiem.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-ZP7sSd_yDpk/VK6cEwuEmYI/AAAAAAAAAW8/P5y8Waj1FuY/s1600/buc.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-ZP7sSd_yDpk/VK6cEwuEmYI/AAAAAAAAAW8/P5y8Waj1FuY/s1600/buc.jpg" height="400" width="393" /></a></div>
<br />
Tak jest, Bukareszt to miasto pełne kontrastów. Na zdjęciu Ateneul Roman (od góry, pierwsze z lewej), czyli bukaresztańska filharmonia z salą koncertową na bazie koła i powalającą akustyką, obok na Piata Victoriei wystylizowany stary Volkswagen jako reklama drogiej cukierni (i w tle budynek siedziby rządu zasłoniety flagą, czego do końca nie rozumiem, może dlatego, że to było zaraz po święcie narodowym 1-go grudnia), poniżej waląca się przedwojenna kamienica (i wspaniały platan na pierwszym planie), a obok inna kamienica (która w rzeczywistości stoi z lewej strony Ateneul, patrząc od frontu) z ekskluzywnym sklepem i barem... jak w Paryżu, słowo daję (gdybym miała bardzo dużo pieniędzy i nie wiedziałabym co z nimi robić, to kupiłabym apartament na oststnim pietrze tej kamienicy). Tylko kabli zabrakoło, ale nadrobię przy następnej okazji, bo kontrasty to dobry temat.<br />
<br />
W przysłym tygodniu znowu ma sypnąć i wtedy naprawdę trudno będzie lubić Bukareszt.Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-9666417826619656432015-01-07T04:24:00.003-08:002015-01-12T04:09:19.435-08:001/7/2015<b>Pierwszy raz w Nowym Roku</b>... no to wszystkiego dobrego!<br />
Nie miałam chęci ani czasu, żeby się wywnętrzniać. Pochłonęły mnie Święta. Było tak, jak powinno być, trochę ganiania, dużo radości, trochę lenistwa, nadrabianie zaległości filmowych, życzenia, ale takie prawdziwe, nie wymuszone.<br />
Nowy Rok przywitalismy w górach, było zimno i biało jak w bajce. Wszystko na plus.<br />
Przez ostatnie dwa tygodnie myślałam, że jestem w ciązy, może nawet byłam... przez chwilę, ale tak to jest... nie ma co się nakręcać, co ma być, to będzie i wolę cieszyć się tym co jest, a nie rozmyślać o tym co by było, gdyby jednak.<br />
W Bukareszcie mrozy, śnieg na szczęście nas nie zablokował, no i jest słońce, piękne i z zębami, jak to się mówi po rumuńsku.<br />
<br />
Na dobry początek roku:<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-t4SY-7RPHtY/VK0lK6m0ZRI/AAAAAAAAAV8/R0GJuFMFWNw/s1600/IMG_5376.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-t4SY-7RPHtY/VK0lK6m0ZRI/AAAAAAAAAV8/R0GJuFMFWNw/s1600/IMG_5376.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
Poina Brasov, widok z Postavaru.</div>
<br />Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-45632468544350194172014-12-22T03:17:00.001-08:002015-01-12T04:15:01.917-08:0012/22/2014<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Święta za dwa dni, a <b>jak Święta to pierniczki...</b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-AtitApN-TrE/VJf47elveVI/AAAAAAAAAVs/T2B4t8AGSbA/s1600/Pierniczki%2Bstep%2Bby%2Bstep.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-AtitApN-TrE/VJf47elveVI/AAAAAAAAAVs/T2B4t8AGSbA/s1600/Pierniczki%2Bstep%2Bby%2Bstep.jpg" height="220" width="400" /></a></div>
<br />
Co prawda zamiast przyprawy do pierniczków użyłam przyprawy do grzanego wina i cynamonu, ale i tak wyszły dobre. Na dodatek, pierwszy raz robiłam lukier i odkryłam że pierniczki można zdobić przy pomocy strzykawki (fot. 7), znakomity pomysł, co ja bym zrobiła bez internetu to naprawdę nie wiem ;)))<br />
<br />
Moje weekendowe poczynania kulinarne opiszę może później, bo działo się, a teraz jeszcze tyle rzeczy do załatwienia i wszystko na ostatnią chwilę.<br />
<br />
PS. Największym miłośnikiem moich pierniczków była Sandra,Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-55605157240373979642014-12-16T02:04:00.002-08:002014-12-16T02:17:55.988-08:0012/15/2014<b>Wróciliśmy.</b> Szczęśliwi, trochę opaleni, troche kaszlący i fizycznie zmęczeni do granic możliwości, przynajmniej ja. Samotny lot transatlantycki z dzieckiem do miejsca, w którym się wcześniej nie było, jest wyzwaniem. (Dalczego samotny, skoro byliśmy razem? A to już taka logistyka specjalna Franka, bo łączył przyjemne z pożytecznym.) Byłam dobrze przygotowana, w końcu Sandra lata ze mną od czwartego miesiąca życia, ale kaszel, katar i sraczka u dziecka w trakcie dziewięciogodzinnego lotu, to za dużo nawet dla mnie.<br />
Ale potem... potem było już tylko lepiej, ciepły wiatr od oceanu, mewy i zamki z piasku.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-SYKbd7K67xA/VJABq4ftu5I/AAAAAAAAAVU/cDBO4Ag8CcY/s1600/2_.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-SYKbd7K67xA/VJABq4ftu5I/AAAAAAAAAVU/cDBO4Ag8CcY/s1600/2_.jpg" height="195" width="320" /></a></div>
<br />
Wróciliśmy do szarego i mokrego Bukaresztu, ale to nic, bo ten tydzień na słońcu mnie naładował i przygotował na zimową zawieruchę. Nawet Święta mi nie straszne, chociaż będą bez moich rodziców, ale cieszę się, mimo wszystko.<br />
<br />
W najbliższy weekend dwa razy goście, nasze tradycyjne już Christmas Party a la maison, urobię się po pachy, ale cieszę się, no naprawdę się cieszę na ten weekend, chyba zupełnie mi odbiło, albo jeszcze w pełni nie jestem świadoma, co oznacza kolacja dla 12 doroslych i szóski dzieci. Ahoj przygodo! :)<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-K4HsdPIWLZU/VJAB28rwiDI/AAAAAAAAAVc/NQd2sE5iB-I/s1600/3_.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-K4HsdPIWLZU/VJAB28rwiDI/AAAAAAAAAVc/NQd2sE5iB-I/s1600/3_.jpg" height="315" width="320" /></a></div>
<br />Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-23051571789935853042014-11-26T01:52:00.001-08:002014-11-26T02:01:21.228-08:0011/26/2014Pies ma się coraz lepiej, a tym czasem okazało się, że najprawdopodobniej źródłem kleszcza były kozy, które co jakiś czas przychodzą na dziko i pasą się za naszym ogrodzeniem. Wyszło też na jaw, że kozy obgryzły nam świerki do gołego, jeden z nich raczej nie przetrwa,<b> Co za kozy!</b><br />
<br />
A propos kozy, mamy kolejną fascynację językową, Sandra nie rozumie, dlaczego to, co czasami wydłubie sobie z nosa i to co biega po łące, mama nazywa "kozą". Tym bardziej, że po rumuńsku jedno z drugim w żaden sposób się nie łączy. Niestety nie przychodzi mi żadne rozsądne wytłumaczenie, dlaczego zaschnietą wydzielinę z nosa potocznie nazywamy "kozą". Franek natomiast nie rozumie dlaczego na ładną dziewczynę, niektórzy powiedzą: "niezła koza" (chociaż teraz to chyba przeżytek, ale ja pamiętam że słyszałam takie określenie). <b>Trzy razy koza i każda inna!</b><br />
<br />
Zostały nam trzy dni do wakacji, krótkich, bo krótkich, ale wakacji O Matko jak się cieszę! Wcale ich nie planowaliśmy, ale tak się wszystko poukładało, że przecież nie odmówimy jak nas ktoś tak miło zaprasza, Tak oto jedziemy, wszyscy, to znaczy my i Sandra... jeszcze tylko milion spraw do załatwienia, znowu z językiem na brodzie i w pośpiechu, ale z uśmiechem, pakowanie i siuuuuuu za ocean.Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-89669348087752348402014-11-24T05:17:00.001-08:002014-11-26T01:52:49.655-08:0011/24/2014<b>O <i>babesiosis canum</i>, bo to nie żarty... o kleszczach i truskawkach</b><br />
<br />
Niecałe dwa tygodnie temu zadzwonił do mnie sąsiad i powiedział, że znalazł martwego psa. Nie powiedział przy tym, o jakiego psa chodzi, więc na chwilę zamarło mi serce, ale nie, to nie nasz tylko jego. Nagle, z dnia na dzień. Cholera jasna, już jednemu sąsiadowi zdechł nagle pies i wtedy podejrzewaliśmy otrucie, teraz drugi? To oznaczałoby, że ktoś wrzucił mu truciznę przez ogrodzenie, na dodatek musiałby wiedzieć gdzie rzucać, bo to kawał muru i nie ma jak zobaczyć gdzie jest pies. Niby nierealne, ale spanikowałam. Na noc wypuszczałam psy żeby biegały wolno po ogrodzie, bo jak biegają, to jest mniejsze prawdopodobieństwo, że znajdą truciznę, tak sobie wydedukowałam.<br />
<br />
W zeszłą środę dzwoni nasza niania, że jeden z psów dziwnie się zachowuje, to znaczy jest smutny. Niby nic dziwnego, ale nasz golden nie bywa smutny, chyba że jest chory, albo... OTRUTY! Rany Boskie! Jadę do domu.<br />
<br />
Pies faktycznie ledwo ciepły, jedziemy do lekarza, nos zimny i mokry, może nie jest źle... po drodze zrobił nawet siku pod latarnią jak zawsze, tylko to siku jakies takie brązowe... i to okazał się klucz do poszukiwań diagnozy.<br />
<br />
Badanie krwi ostatecznie potwierdziło pierwsze podejrzenia, <b>babeszjoza, spowodowana ukąszeniem kleszcza</b>. Kleszcza? W listopadzie? Nie za zimno na takie zwierzątka? Okazuje się że nie, i mimo specjalnej obroży i frontlina złośliwy kleszcz się przyplątał.<br />
<br />
Pierwsze 24 godziny były ciężkie, mimo leków i kroplówki, wcale nie było lepiej i chociaż wątroby jeszcze babeszjoza nie zaatakowała, to nerki już były niewydolne. Czuwaliśmy przy nim na zmianę w garażu, ja, Franek i wilk (zdrowy jak ryba, ale na wszelki wypadek też dostał antidotum). W drugiej dobie czułam, że idzie mu na życie, ale dopiero w sobotę zaczął jeść i merdać ogonen, Uffff am scapat! Będzie żył.<br />
<br />
No ale naprawdę, kto by pomyślał, że kleszcz? Jestem przekonana, że pies sąsiada miał to samo, tylko oni się nie zorientowali w porę.<br />
<br />
<b>W ten oto sposób przestałam być odporna na kleszczową paranoję.</b><br />
Ale przy okazji wyjaśniła mi się jedna kwestia językowa, bo do tej pory myśłałam, że capusa (czyt. kapusza) po rumuńsku to pchła, a nie, bo to kleszcz. Pchły to purici (czyt. puriczi). Kiedyś pisałam już, że w rumuńskim mylą mi się niektóre wyrazy, jak np. capusa (kapusza) i capsuna (kapszuna), tylko to drugie to truskawka, więc nie raz zdarzyło mi się powiedzieć, że <b>w Polsce jada się więcej kleszczy niż w Rumunii</b>. Tak...<br />
To w takim razie, dobrego tygodnia!<br />
<br />Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-41222213399272475782014-11-17T02:11:00.000-08:002014-11-18T01:46:48.508-08:0011/17/2014<b>Jeszcze słowo o polityce...</b><br />
Wszystko wskazuje na to, że <b>drugą turę wyborów prezydenckich w Rumunii wygrał Klaus Iohannis</b> i to z przewagą prawie 10 punktów procentowych! Kto by pomyślał!?<br />
<br />
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-SY-WTYZJ88Y/VGmwODE-qZI/AAAAAAAAAUk/Ntxy6F_UySM/s1600/ponta_iohannis_grafitti_99457900.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-SY-WTYZJ88Y/VGmwODE-qZI/AAAAAAAAAUk/Ntxy6F_UySM/s1600/ponta_iohannis_grafitti_99457900.jpg" height="200" width="178" /></a>Jeszcze w piątek, żartobliwy wierszyk przesyłany SMSem: "Klaus, Klaus scapa-ne de Mickey Mouse" (tłum.: "Klaus, Klaus, wybaw nas od Myszki Miki", bo wg. niektórych Victor Ponta przypomina właśnie Mickey Mouse, tylko mu uszu brakuje, ale zawsze można domalować... zdjęcie znalezione w internecie) wielu wydawał się być pobożnym życzeniem, a tu proszę bardzo... jednak Rumuni są gotowi na zmiany.<br />
<br />
Wg komentatorów, Iohannisowi pomogły afery korupcyjne z udziałem rządzącej partii, kótre ostatnio wypływay na świato dzienne i zamieszanie z głosowaniem za granicą, bo przecież pierwszą turę zdecydowanie wygrał Ponta...<br />
<br />
W drugiej turze lokale za granicą miały być lepiej przygotowane, ale znowu frekwencja wyborcza zaskoczyła komisje i w efekcie znowu ustawiły się kilometrowe kolejki przed lokalami wyborczymi w Londynie, Monahium i Paryżu. W Turynie niektórzy przyszli już w nocy i czekali na otwarcie lokali wyborczych, wszystko dlatego, żeby mieć pewność, że uda im sie zagłosować. Determinacja godna podziwu... bo nie wiem czy mi chciałoby się stać osiem godzin, żeby oddać głos.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-ABdFyEV_NVE/VGnN3QOYI5I/AAAAAAAAAU0/99x4WMV2NVU/s1600/Untitled%2BIoh.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-ABdFyEV_NVE/VGnN3QOYI5I/AAAAAAAAAU0/99x4WMV2NVU/s1600/Untitled%2BIoh.jpg" height="200" width="173" /></a></div>
Niektórzy twierdzą, że porażka socjaldemokratów otwiera nowy rozdział w historii Rumunii, Nie wierzę, że
zmainy pojawią się jutro, bo do tego potrzeba czasu i ludzi, ale życzę panu
Iohannisowi wszystkiego najlepszego i mam nadzieję, że nie okaże się
diaboliczną kreaturą z grafitti (zdjęcie z internetu) lub wilkiem w owczej skórze.<br />
<div class="MsoNormal">
<span lang="PL"><br /><o:p></o:p></span></div>
Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-14430685508395789602014-11-14T02:46:00.000-08:002014-11-26T01:54:35.722-08:0011/14/2014Jesień w najbardziej jesiennym wydaniu, jest szaro, wietrznie i mokro, najlepiej to się schować w kącie przeczekać...<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-mtrj3Y5aYyk/VGtgmED9ryI/AAAAAAAAAVE/j_scozjKd4M/s1600/P9060064.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-mtrj3Y5aYyk/VGtgmED9ryI/AAAAAAAAAVE/j_scozjKd4M/s1600/P9060064.JPG" height="224" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
... tak jak ten pies, który absolutnie nie przejmował się stojącymi nad nim ludźmi w kolejce po bilety wstępu do zamku Bran (to tam narodziła się legenda Draculi). Jego pozycja odzwierciedla moje samopoczucie, dlatego go wkleiłam. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Chodnika nie widać, bo przykryły go liście kasztanowców, które gniją i wydają taki charakterystyczny jesienny zapach. Trudno o optymizm... I sny miałam jakieś głupie, pomieszanie przeszłości, teraźniejszości i obejrzanego wieczorem filmu.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Postanowiłam wczoraj zrobić kopytka, moja babcia od strony taty była mistrzynią kopytek, w jej wykonaniu, to było takie proste... powinnam mieć TO we krwi, ale wyszły mi bezkształtne kluski o bliżej nieokreślonym smaku, na szczęście sos pieczarkowy i wołowina, którą gotowałm mniej więcej trzy godziny, żeby zmiekła, uratowały kolację. I ogórki kiszone też uratowały. O zupie z dyni wolę nie wspominać, nie wiem co mnie podkusiło i zamiast soku pomarańczowego, dodałam cytryny, potem słodziłam, potem soliłam i pieprzyłam.... i tak właśnie spieprzyłam. Terapeutyczna funkcja gotowania, nie zadziałała... Nie wiem co dziś, naleśniki ze szpinakiem i ricottą, czy curry z kurczakiem i dynią, bo mam jeszcze 3/4 dyni w lodówce i nie wiem co z nią zrobić, na zupę się chwilowo obraziłam, a wersja na słodko odpada, bo nikt z nas nie lubi, jesteśmy dziwni, Sandra nie lubi czekolady i mało kto to rozumie, a Franek lubi tylko jeden rodzaj ciasteczek.<br />
<div>
<br /></div>
<div>
A poza tym to w moim pokoju czai się dziś wampir energetyczny. Upiorna kobieta, lekko opasła, w opietej sukiencie z dzianiny, przez kwadrans, darła kartkę papieru na mniejsze kawałki. I skrada się, w kozakach na szpilkach, dotykając po drodze każdej szafki i biurka. Brrrrr. Na niczym nie mogę sie skupić w jej obecności, tak jakby powietrze, które wydycha bylo toksyczne i blokowało mi synapsy. Na szczęście to tylko dziś, przeżyję, mimo tego, ze organizowane przez nią spotkanie w pokoju obok, blokuje mi dostęp do łazienki.<br />
<br />
Jutro weekend, mój nowy windows twierdzi, że słoneczny, zobaczymy. </div>
</div>
Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-63094348126427002412014-11-11T02:27:00.004-08:002014-11-17T00:12:01.061-08:0011/11/2014"Cóż tam, panie w polityce? Chińcyki trzymają się mocno!?" - jakie to ponadczasowe... ale to przypomnienie z "Wesela" nie z okazji dzisiejszego Święta Niepodległości, tylko dlatego, że w końcu wypadałoby napisać kilka słów <b>o wyborach prezydenckich w Rumunii</b>.<br />
<br />
Pierwsza tura za nami (02/11), nie obyło się bez skandalu, bo lokale wyborcze poza granicami kraju okazały się być nieprzygotowane na wysoką frekfencję wyborczą. Przed lokalami w Paryżu, Londynie i Monachium ustawiały się gigantyczne kolejki, a o godzinie dwudziestej zamykano ludziom drzwi przed nosem, niektórzy stali po sześć godzin żeby zagłosować. Czy zorganizowanie głosowania za granicą jest naprawdę takie trudne? Prawica twierdzi, że to był zamierzony zabieg rządzącej lewicy, bo z badań wynika, że emigranci mają przeważnie poglądy prawicowe. Socjaliści (czyli obecna partia rządząca, z premierem Victorem Ponta na czele i jednocześnie kandydatem na prezydenta) bronią się i tłumaczą danymi statystycznymi z ubiegłych lat, mówią że to przypadek... przypadek czy nie, Minister Spraw Zagranicznych podał się do dymisji, ale wydaje mi się, że to była decyzja, która miała zamknąć usta niezadowolonym, a i tak niczego nie zmieni... zobaczymy, druga tura już w niedzielę.<br />
<br />
W drugiej turze zmierzą się Victor Ponta i Klaus Iohannis. Podejrzewam, że wygra Ponta (w pierwszej turze miał ponad 40% glosów, podczas gdy Iohanins nieco ponad 30%)... trochę szkoda, bo wydaje mi się, że pan Iohanis byłby dobrym prezydentem, innym niż ci dotychczasowi.<br />
Klaus Iohannis nie jest politykiem, przez ostatnie lata był prezydentem miasta Sibiu (bardzo udanym prezydentem), pochodzi z rodziny Niemców z Transylwanii (jak Herta Muller), z jego wypowiedzi wynika, że ma głowę na karku, ale myślę że Rumuni nie są gotowi na prezydenta z niemieckimi korzeniami i (o zgrozo!) protestanta... chociaż nie wiem czemu, bo przecież król Karol I (i jego następcy) był z rodu Hohenzollern-Sigmaringów, więc niemieckie pochodzenie to nie żadna nowość w rumuńskiej polityce.<br />
<br />
A swoją drogą. to nie dokońca zgadzam się z prawem wyborczym, bo to jednak trochę bez sensu, że mogę brać udział w polskich wyborach, ale nie mam prawa decydować o przyszłości kraju w którym żyję, płacę podatki i najprawdopodobniej żyć będę.Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-60878214516227265042014-11-10T04:15:00.001-08:002014-11-10T06:22:32.981-08:0011/10/2014<div>
<b>O migrenie, przepięknej niedzieli, ryżu z grzybami po azjatycku i osiołku</b></div>
<div>
<br /></div>
Od zeszłego tygodnia tkwiliśmy w postanowieniu, że spędzimy powolny weekend ze znajomymi w górach, no i prawie nam się udało, tzn. niedziela była powolna, słoneczna i ciepła, nie pamiętam czy kiedykolwiek chodziłam w listopadzie po lesie w krótkim rękawku... ale zanim dojechaliśmy tam w sobotę po południu... w piątek ganiałam z wywieszonym językiem, żeby wszystko pozałatwiać, a jak mi się w końcu udało, przeżyłam jedną z najgorszych nocy w moim życiu, naprawdę z piątku na sobotę, myślałam że umrę z bólu głowy, jeszcze nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam, nie byłam w stanie mówić, nie wspominając o pójściu do łazienki, koszmar. Dziś jeszcze mi trochę szumi w uszach, ale przynajmniej mogę funkcjonowac, nie wiem skąd ta migrena, osobiście obwiniam kręgosłup, umówiłam się z fizjoterapeutą na środę. Ale nie o tym miałam, tylko o ryżu z grzybami, który poznałam wczoraj, nie mogę uwierzyć, że mi smakował, bo ja przecież nie jem grzybów bo mi śmierdzą... a tu proszę bardzo... <b>pomysł na obiad z Azji, prosty i przyjemny</b>.<br />
<div>
<br />
<div>
<b>Porcja dla 4 osób</b> (albo dwóch bardzo głodnych):</div>
<div>
1 szklanka ryżu</div>
<div>
1 puszka pieczarek (najwyklejszych, krojonych, nie całych, moga być też i surowe, pewnie nawet byłyby lepsze, tylko nie potrafie powiedzieć ile ich powinno być)</div>
<div>
1 średnia cebula</div>
<div>
1 porządna garść migdałów</div>
<div>
2 ząbki czosnku</div>
<div>
2 łyżki masła</div>
<div>
3 łyżki sosu sojowego (słony, nie słodki)</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Zaczynamy od ryżu, gotujemy normalnie, w wodzie z odrobiną soli. Cebulę i czosnek kroimy w drobną kostkę, podsmażamy na patelni z 1 łyżką masła i odstawiamy na bok. Na drugiej patelni, albo na tej samej, tylko trzeba najpierw usunąć cebulę, roztapiamy drugą łyżkę masła i wrzucamy odcedzone pieczarki. Cały myk polega na tym, że tych pieczarek nie wolno przykrywać (bo się zrobi ciapa, a mają być suchutkie) tylko trzeba powolutku obsmażać cały czas mieszając. Nie wiem dokładnie ile, na oko z 10 minut. Do pieczrek, jak już będą dobrze podsmażone, dodajemy cebulę i mieszamy. W między czasie kruszymy migdały (najlepiej w moździeżu, ale jak ktoś nie ma, to tłuczkiem do mięsa, przez torebkę foliową, tak trochę je kruszymy, nie na miazgę) i wrzucamy je do pieczrek z cebulą, mieszmy i podlewamy sosem sojowym, napisałam, że 3 łyżki, ale tak naprawdę to kwestia smaku, można dodać i 4 albo i 5. W tym czasie ryż już powinien być gotowy, więc dodajemy ryż, mieszmy, trzymamy na wolnym ogniu jeszcze 2-3 minuty i podajemy. Voila!</div>
<div>
Jak dla mnie, rewelacja, najbardziej smakował mi sam ryż, ale można podawać z pokrojoną w paseczki, podsmażoną wieprzowiną albo piersią kurczaka lub indyka. Zdjęć nie mam, bo mój telefon pojechał do Polski na przeszczep szybki lub całkowitą wymianę i nie mam czym robić dokumentacji od ręki. </div>
</div>
<div>
<br /></div>
<div>
A tak na serio... czuję, że jestem zmęczona, wrzesień i październik minęły mi w pół sekundy, osiągam szczyt przeładowania, marchewką są krótkie wakacje na koniec listopada, ale słowo daję, ledwo ciągnę, kręgosłup, kręgosłupem, ale to pewnie stąd ten ból głowy, mimo weekendu jestem dziś zmęczonym osiołkiem i bardzo żałuję, że nie ma mnie tam, na leśniej polanie, gdzie byłam wczoraj...<br />
<br />
PS. Dla poprawy humoru: "berek" po rumuńsku to LAPSZA (pisze się: leapsa), co tak naprawdę oznacza uderzenie otwartą dłonią, a dłoń po rumuńsku to... PALMA. Dać komuś palmę (a da o palma cuiva), to nic innego jak kogoś uderzyć, samo słowo palma, może oznaczać policzek (od spoliczkować). Czyż to nie wspaniały język? :)</div>
Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-48529214549854646702014-11-05T05:00:00.001-08:002014-11-05T06:26:23.363-08:0011/05/2014<span style="font-family: inherit; font-size: small;"><b>Dziś będzie na słodko</b>...<b>'kurtoskalaks'</b> kojarzy mi się z Rumunią, bo tutaj jadłam go po raz pierwszy, ale podejrzewam, że nie jeden Węgier, Czech a nawet Słowak, mógłby sie na mnie za to skojarzenie śmiertelnie obrazić... ale o co chodzi?</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: small;">O pyszne, cieniutkie ciasto w kształcie walca z dzurą w środku: <b>kürtöskalács</b>, <span style="background-color: white; line-height: 24px; margin: 0px; padding: 0px;"><b>trdlenik </b>lub<b> </b></span><b>cozonac secuiesc</b>, wszystko </span><span style="font-family: inherit;">jedno gdzie, to jest to samo, drożdżowe ciasto, którego sekret tkwi w sposobie pieczenia </span>(tak mi się wydaje)<span style="font-family: inherit;">. </span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-01LiYHKxE54/VFoc2j1r8ZI/AAAAAAAAAUM/CWbhrvM5jGw/s1600/IMG_5134.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-01LiYHKxE54/VFoc2j1r8ZI/AAAAAAAAAUM/CWbhrvM5jGw/s1600/IMG_5134.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<span style="font-family: inherit;">Surowe ciasto </span>owija się <span style="font-family: inherit;">na specjalnej, drewnianej walcowatej formie i piecze obracając nad grillem, na koniec posypuje się cukrem, cynamonem lub orzeszkami, do wyboru do koloru. Jest wspaniałe, najlepiej smakuje jeszcze na ciepło. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Węgrzy twierdzą, że to ich tradycyjny wypiek, Czesi, że nie, bo tredlik jest 'starocesky', w Rumunii jest dostępny na prawie każdym parkingu w Transylwanii (i stąd go znam), a w Bukareszcie </span>na przeciwko wejścia do Makro ;)<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Wikipedia podaje, że k</span>ürtöskalács jest tradycyjnym wypiekiem dostepnym na węgierskojęzycznych obszarach Europy (bardzo dyplomatyczne), natomiast trdlenik jest słodkim ciastem pochodzącym ze Słowacji... Rumunii o Słowakach nie wspominają ani słowem, ale nie odcinają się od węgierskiego pochodzenia tego ciasta i na (ewentualnym) opakowaniu (w zasadzie to opakowania najczęściej nie ma, tylko papier lub folia, bo 'kurtoskalaksa' zjada się na miejscu, natychmiast i w sklepach jest niedostępny, ale Ci pod Makro w Bukareszcie, mają już swoją markę, więc proszę bardzo...) podają obie wersje językowe:</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-1diMXwBaByQ/VFodIRTRLCI/AAAAAAAAAUU/JcnOq9eCI6w/s1600/IMG_5133.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-1diMXwBaByQ/VFodIRTRLCI/AAAAAAAAAUU/JcnOq9eCI6w/s1600/IMG_5133.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
Jeśli jeszcze go nie znacie, to jest to absolutnie obowiązkowa pozycja, <b>wszystko jedno czy będziecie w Pradze, Budapeszcie, czy na serpentynach Transylwanii</b>.Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-4479041629849538102014-10-31T01:40:00.000-07:002014-11-05T06:18:45.044-08:0010/31/2014<div>
Zadzwonił do mnie wczoraj ojciec, mówił że mu brakuje naszego wieczornego spaceru po cmentarzu pełnym zniczy, zapachu dymu i nadgniłych liści, nie ma z kim pójść, bo mamie pewnie nie będzie się chciało jechać przez pół miasta. </div>
<div>
Muszę przyznać, że mi też brakuje, ostatni raz na Wszystkich Świętych byłam w Polsce chyba cztery lata temu, albo pięć? Może za rok, może za dwa pojedziemy. </div>
<div>
<br />
A tym czasem jutro mamy chrzciny najnowszego potomka brata Franka. Zrobiło mi się trochę nieswojo, bo chrzciny pierwszego listopada to tak trochę dziwnie, dobrze, że nie w dzień zaduszny, ale skoro tutaj nie ma tej tradycji, to im nie przeszkadza. Także jutro zabawa, ale podobno ma być skromnie, tylko najbliższa rodzina i przyjaciele, bo rozwód, była żona, dzieci, nowa żona-nie-żona... strasznie to zagmatwane. Starsze dzieci bojkotują przyrodniego brata, chociaż podobno syn na chrzcinach będzie, córka na pewno nie. Trudne to dla nich, nie wiem, jak będą w tym roku wyglądały Święta, chociaż tak naprawdę to nie mój problem, więc nie wiem czemu się tym przejmuję, chyba szkoda mi dzieciaków po prostu. </div>
<div>
<br />
Za to w przedszkolu mamy Halloween: konkurs na najładniejszą dynię, paradę kostiumów i teatr lalek. W tym roku nasza dynia jest wesoła, nie straszna, a Sandra jest księżniczką, nie czarownicą, także HAPPY Halloween na całego! </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-zYEem2lp6P8/VFNI5brY3XI/AAAAAAAAAT8/VBAMYy1ImVI/s1600/Untitled.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-zYEem2lp6P8/VFNI5brY3XI/AAAAAAAAAT8/VBAMYy1ImVI/s1600/Untitled.png" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
PS. Nasza dynia zajęła III miejsce! O rany! ale jestem dumna :)</div>
Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-74666784555030396292014-10-29T01:55:00.000-07:002014-10-29T02:01:34.490-07:0010/29/2014<b>Du-te dracu czyli go to hell </b><br />
W Rumunii wprowadzane są właśnie, od dawna zapowiadane przez Casa Nationala de Asigurari de Sanatate, w skrócie CNAS (odpowiednik polskiego NFZ) chipowe karty zdrowia pacjenta.<br />
Karta wygląda jak karta kredytowa tylko ma chip, na którym zapisywane będą wszystkie dane pacjenta, łącznie z historią leczenia, grupą krwi itd. Kartę otrzyma i będzie musiał przedstawiać każdy ubezpieczony ubiegający się o leczenie w publicznym szpitalu lub przychodni (poza nagłymi przypadkami oczywiście).<br />
Pomysł wydaje mi się bardzo dobry, ale (jak zwykle) nie wiem jak będzie funkcjonować, ponieważ napotyka (niezrozumiały dla mnie) opór ze strony części pacjentów i lekarzy, którzy boją się że nowy system utrudni im życie.<br />
Już znalazła się grupa sióstr zakonnych, które otrzymawszy karty, zapowiedziały, że nie będą ich używać, gdyż słowo <b>CARD czytane od końca daje DRAC</b>, co w języku rumuńskim znaczy diabeł, tak więc karta jest dziełem szatana i one piszą pismo, że kart zdrowia używać nie będą.<br />
Naprawdę. To nie jest żart, sama wczoraj widziałam matriał na ten temat w jednym z głównych wydań wiadomości.Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-39007676000864254312014-10-27T03:27:00.002-07:002014-10-27T03:37:15.785-07:0010/27/2014Chwilowo (bo w czwartek ma być znowu 13 stopni) nie mamy pięknej, polskiej, złotej jesieni tylko zimne słońce i roztopy. <b>W sobotę w Bukareszcie spadł śnieg</b>. Podobno ostatni raz tak padało w październiku, dwadzieścia sześć lat temu. Moim zdaniem, rok temu na początku października też była śnieżna zawierucha, ale meteorolodzy twierdzą, że dużo mniejsza, może, nie znam się, nie jestem meteorologiem.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-deTsjfU8zhs/VE4b_L3qFdI/AAAAAAAAATs/rSuayxul87k/s1600/61588396.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-deTsjfU8zhs/VE4b_L3qFdI/AAAAAAAAATs/rSuayxul87k/s1600/61588396.jpg" height="180" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>Bukareszt, 25. października 2014, źródło: stiriprotv.ro</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
A w urzędzie nie było źle, czekałam niecałe cztery godziny, zapoznałam się z mechanizmem działania komitetu kolejkowego oraz panem z okienka, który tak jak przypuszczałam, kazał myśleć o sobie, że jest władcą świata, ale mimo wszystko łaskawym, bo karę za spóźnienie dostałam, ale tylko 200 lei (znam przypadki, gdy przekraczał 1000, także nie wnosiłam sprzeciwu i przyjęłam z dygnięciem nóżką). </div>
Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-82353353297623287702014-10-22T04:11:00.001-07:002014-10-22T04:19:49.241-07:0010/22/2014<b>I believe I can fly, I believe I can touch the sky...</b><br />
Tak właśnie jest, tu i teraz... z Frankiem, bez wątpienia jest miłością mojego życia, a że czasami mnie wkurza to już zupełnie co innego. Jest dobrze, co ja mówię jest wspaniale... w końcu!<br />
<br />
Ale chwilowo muszę zejść na ziemię, bo czeka mnie przeprawa w urzędzie. Nienawidzę urzędów, jestem chora, jak mam iść do jakiegokolwiek i płaszczyć się przed okienkiem, a w Rumunii nadal pani w okienku jest władcą świata, więc pół nocy nie spałam. W końcu przełożyłam TO na jutro, a tylko dziś obadałam sprawę, wiem już które okienko i że muszę przyjść tylko dwie godziny wcześniej, całe szczęście udało mi się zaprzyjaźnić z cieciem i obiecał mi zatrzymać miejsce do parkowania. Najważniejsze to nie wpadać w panikę i nawet jeśli będę musiała zapłacić karę za te cztery dni spóźnienia to trudno. Wdech, wydech, to jutro, na razie cieszmy się słońcem i tym, że jeszcze jest 20 stopni w południe.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-zkr1vwCd_Lk/VEeSdo_3O6I/AAAAAAAAATQ/BA-qe7YPRZo/s1600/photo.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-zkr1vwCd_Lk/VEeSdo_3O6I/AAAAAAAAATQ/BA-qe7YPRZo/s1600/photo.JPG" height="313" width="320" /></a></div>
Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2853577734501367228.post-92110084770868684332014-10-13T01:40:00.000-07:002014-10-13T01:46:17.125-07:0010/13/2014Franek poleciał do Rzymu, a mi się włączyła jakaś niesamowita hiper aktywność, porządkowałam, układałam, naprawiałam, nawet przez skypa zdołałam zrobić porządek w swoich polskich papierach, ktoś mi kiedyś powiedział, że jego babcia tak miała przed śmiercią, że wszystko uporządkowała i umarła spokojna. Nie wybieram się na tamten świat, tylko do Mediolanu, a porządek nie zaszkodzi, choć z wyjazdem nie ma nic wspólnego. Nawet samochód umyłam i zdążyłam pomalować paznokcie, na taki dziwny kolor, powiedzmy że gołębi, jak jestem ubrana na brązowo, to wpada w brąz, a jak na czarno jest wyraźnie fioletowy. Interesujące, niestety przy tym wszystkim nie mam pomysłu na obiad, chyba mnie ten weekend jednak trochę wypalił. I boję się Mediolanu, boję się, że sobie nie poradzę w nowej roli i nie lubię jak Franek wyjeżdża i zapomina do mnie zadzwonić.<br />
Żeby zerwać z dręczącymi mnie myślami, zaczęłam czytać BEKSIŃSKICH Magdaleny Grzebałkowskiej i bardzo, bardzo mnie wciągnęło.<br />
To co... <b>to będzie dobry tydzień</b>, tak?Cinderellahttp://www.blogger.com/profile/05087607603763978702noreply@blogger.com0