wtorek, 17 lutego 2015

2/17/2015

Nie daję się.
Nie daję się głupim myślom na zasadzie, a co będzie jeśli... bo to bez sensu.

Nie daję się wciągać w dyskusje z moją teściową, jej drugim synem i byłą synową.

Ale co sobie o tym myślę to moje... Oni sie rozwiedli rok temu (brat, czyli drugi syn mojej teściowej, to znaczy tak naprawdę to pierwszy, bo sześć lat starszy od Franka, ale to akurat teraz nie jest takie istotne), ale moja była bratowa tak jakby nie przyjmuje tego do świadomości i o ile naprawdę jest mi jej potwornie szkoda, to jednocześnie uważam, że powinna udać się do psychologa, bo to jej zagubienie udziela się wszystkim dookoła. Niestety jest osobą, która leczy się sama, w tym konkretnym przypadku akurat winem i chociaż wino bardzo lubię, nie wydaje mi się tutaj najlepszym lekarstwem. Tworzy wokół siebie wiele pozorów, między innymi taki, że miewa sie doskonale i to wszyscy wkoło sa nienormalni.
Cholera, ktoś jej w końcu musi uświadomić, że nie ma racji. Jej były mąż, jej to powiedział (zdaje się że kilka razy), ale on w jej oczach (i powiedzmy sobie szczerze, trudno się dziwić) jest pierwszym idiotą, który "jak się opamięta to napewno do niej wróci"... O Matko i córko! tak mi żal ich dzieci, mają wodę z mózgu.
Czy ja jej mogę powiedzieć, żeby poszła pogadać z psychologiem? Pewnie że tak, tylko jak tylko o tym wspomnę, powie mi że namówił mnie jej były mąż, i że też jestem nienormalna, jak wszyscy. Więc co... nie daję się wciągać w dyskusje.
A teściowej przestałam mówić cokolwiek, odzwyamy sie do siebie, ale rozmawiamy o niczym... o pogodzie, o jej nadciśnieniu, przedszkolu Sandry... i tak chyba będzie najlepiej.

Nie daję się paranoi stresu w pracy, bo na pewno zdążymy, zawsze zdążamy.
No to lecę, cześć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz