poniedziałek, 15 września 2014

09/15/2014

W poszukiwaniu Decebala
Decebal był ostatnim królem Daków (starożytnego ludu zamieszkującego m.in. tereny dzisiejszej Rumunii), który prowadził zacięte walki z Rzymianami. Ostatecznie jednak uległ armii cesarza Trajana (106 r.n.e.), ten przekroczył Dunaj i tak oto rozpoczęła się rzymska kolonizacja Dacji.
Można więc powiedzieć, że dzisiejsi Rumunii są potomkami Daków i Rzymian, to spore uproszczenie, bo przez kolejne tysiąc lat dużo się na tych terenach działo, z najazdami Turków włącznie, ale nic dziwnego że Decebal jest dla Rumunów ważny.

W latach dziewięćdziesiątych (1994-2004) Iosif Constantin Dragan, pewien zamożny (nie wdając się w szczegóły) biznesmen wypromował i sfinansował wzniesienie pomnika Decebala w dunajskich Żelaznych Wrotach dla upamiętnienia bitwy z 101 r.n.e. Statua została wyrzeźbiona w skale, ma 55 metrów wysokości i jest największym tego typu pomnikiem w Europie.

To właśnie tego Decebala szukaliśmy, nawet specjalnie przekroczyliśmy granicę i jechaliśmy po serbskim brzegu Dunaju, żeby go było lepiej widać, niestety potworny deszcz i niskie chmury sprawiły, że albo go przegapiliśmy, albo za wcześnie zawróciliśmy, także zdjęcie statui Decebala jest z internetu.
Mimo wszystko warto było, bo wijący się między górami Dunaj jest naprawdę przepiękny.

A chrzciny, jak to w Rumunii, huczne. Z nowości to w tym regionie (Mehedinti) oprócz chrzestnych czyli 'naszów', są też 'moszi', których zadaniem jest ubranie dziecka przed chrztem i zaniesienie do kościoła.
Na przyjęciu królowały rumuńskie hity w wykonaniu lokalnego artysty, był pokaz tańca twarzyskiego (to ostatnio w modzie) i oczywiście Hora (dla przypomnienia, ludowy taniec rumuński znany i lubiany chyba przez wszystkich), wyjątkowo zgrabnie i zgodnie wykonywana, bo w Bukareszcie to każdy podskakuje, jak umie, a tam równiutko, trzy kroki do przodu, jeden w lewo, jeden w prawo, dwa kroki do tyłu, w lewo, w prwo i znowu trzy kroki do przodu i tak w kółko. Obserwowałam z fascynacją przez okrągłą godzinę.
Na zdjęciu Hora okiem Sandry.

To wszystko działo się w Drobeta Turnu Severin, tak brzmi pełna nazwa miasta, które ma swoje korzenie jeszcze w czasach rzymskich.
Dziś to prawie stutysięczne miasto z zabytkową wieżą (która z Rzymianami nie ma nic wspólnego, bo jest wieżą ciśnień z 1914 roku) i jak wyczytałam niedawno została wyremontowana z funduszy europejskich za prawie milion euro.
Z wieży można zobaczyć panoramę miasta z Dunajem w tle.
I jak zwykle coś bardzo ładnego obok czegoś szkaradnego, czyli odnowiony pałac kultury (nie mylić z naszym PKiN) i teatr w jednym, z połowy XIX wieku, z nowoczesną ruchomą fontanną (ruszają sie te ramiona z boku, a cała środkowa część się obraca, nigdy czegoś takiego nie widziałam), a w tle smutny blok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz