środa, 30 lipca 2014

07/30/2014

O zakazie palenia w Rumunii i Muzeum Wsi w Bukareszcie, czyli co ma piernik do wiatraka.

Papierosów nie lubię, a konkretnie dymu i smrodu, a jak wiadomo dym zawsze leci w stronę niepalącego więc tutaj nigdy nie siedzę w spokoju tylko macham i odganiam. W swojej pierwszej pracy cierpiałam z powodu tego, że nie palę, bo omijały mnie najciekawsze plotki i komentarze, więc nawet przez moment chciałam się nauczyć, kupiłam mentolowe Vougi, wyszłam wieczorem na balkon, a potem zaczęłam się krztusić i tak skończyła się moja przygoda z paleniem. Nie umiem po prostu.
Wracając do tematu, w Rumunii pali się wszędzie, no prawie wszędzie. We wszystkich klubach, restauracjach i kawiarniach, nawet w niektórych centrach handlowych i w kolejce linowej w górach, palą matki na ławkach w parku, lekarze w swoich szpitalnych, malutkich pokoikach, palą nauczycielki przed szkołą i uczniowie też. Do szału doprowadza mnie to, że nawet jak zakaz jest, to i tak nikt go nie przestrzega, chyba że jest to korytarz prywatnego szpitala położniczego, albo Muzeum Wsi.
Tak, ostatnio doszłam do wniosku, że jedno z nielicznych miejsc w Bukareszcie, w którym BEZWZGLĘDNIE przestrzegany jest zakaz palenia to właśnie Muzeul Satului. Oto dlaczego:
A samo muzeum jest bardzo ciekawe, to zbiór kilkudziesięciu zabudowań wiejskich zebranych z terenów całej Rumunii, są kościoły, gospodarstwa, wozy, młyny, garnki, kurniki i mini plantacje BIO oraz wiele zajęć dla dzieci, opartych na ludowej tradycji, na przykład warsztat tkacki. 
Niektóre obiekty mają po 300 lat i za każdym razem zachwyca mnie to, jak wspaniale są zakonserwowane. Myślę, że dla tych, którzy odwiedzają tylko Bukareszt, a ciekawi ich rumuńska tradycja to obowiązkowy punkt programu:   



3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odkad mieszkam w Rumunii nie pale, to zasluga mojego meza i ogromna chwala mu za to.

    OdpowiedzUsuń