poniedziałek, 5 maja 2014

05/05/2014

Dziś będzie kulturalnie, czyli o sławnych ludziach z Rumunii

"Ionesco Rumunem!? Ionesco był Francuzem!" Krzyknęłam na Franka mniej więcej pięć lat temu. Taaaa, a "Kopernik była kobietą…"  a tak naprawdę to Eugen Ionescu, dramaturg, król absurdu, był w połowie Francuzem (po matce), a w połowie Rumunem, o czym nie wiedziałam, bo nie uważałam na lekcjach polskiego, albo zapomniałam.
Urodzony w Rumunii (1909) ostatecznie wybrał Francję (zmarł w Paryżu w 1994 r.) i wcale mu się nie dziwię, bo komunistyczna Rumunia owszem była absurdem, ale tworzyć by w niej nie mógł.

Dzieciństwo Ionescu przebiegało dosyć dramatycznie, gdy miał 4 lata wyjechał z rodzicami do Francji, ale mieszkał tam tylko do 15-go roku życia, wtedy ojciec zabrał go razem z siostrą do Rumunii, ponieważ matka straciła prawo do opieki nad nimi, można się więc domyślać że wesoło w tym domu nie było. Mało tego, nowa rodzina też nie była lepsza, był bity i poniżany, uważa się, że ta trauma wpłynęła na późniejszą  jego twórczość.
Ionescu skończył liceum i studia w Bukareszcie, przez jakiś czas pracował jako nauczyciel języka francuskiego. W 1938 roku wyjechał do Paryża i dopiero tam na dobre rozpoczęła się jego działalność literacka. Napisał doktorat, którego nigdy nie obronił, a za sprawą polityki Mihaia Antonescu (ówczesny pro-faszystowski minister spraw zagranicznych) pełnił funkcję attache kulturalnego poselstwa rumuńskiego w Paryżu, jednak jego działalność polityczna była minimalna i ograniczała się do tłumaczenia współczesnych mu autorów rumuńskich na francuski i pilnowania ich publikacji we Francji.

Kariera literacka Ionescu zaczęła się od krytycznych esejów, zebranych w tomie pt.: "Nie!", w których atakował główne postacie ówczesnej literatury rumuńskiej. Praca została nagrodzona, a ukazanie absurdalnej banalności istnienia, nieuchronności śmierci i nicości ludzkiej egzystencji, docenione i już w 1950 roku miała miejsce francuska premiera "Łysej śpiewaczki", jego pierwszej sztuki. Potem była "Lekcja" i "Krzesła" i wiele innych. Ionesco (to sfrancuszczona wersja Ionescu, którą wszyscy znamy) publikował aż do 1988 roku.
Wiele utworów Ionesco zostało przetłumaczonych na rumuński (po 89 roku) i są wystawiane w bukaresztańskich teatrach, ale sądząc po plakatach, wcale nie częściej niż w Warszawie, Paryżu, czy w Nowym Jorku.

Rokrocznie organizowany jest w Bukareszcie studencki festiwal teatru absurdu „Eugene Ionesco”.

Skoro zaczęłam od literatury, to nie mogę nie wspomnieć o jedynym literackim Noblu dla Rumunii; Herta Müller, Rumunka urodzona w niemieckiej rodzinie z Transylwanii w 1953 roku. Ojciec, w czasie wojny, jak większość obywateli Rumunii narodowości niemieckiej został wcielony do Waffen-SS, po wojnie kierowca ciężarówki. Matka, zaraz po wojnie została zesłana na 5 lat do sowieckich łagrów.

Müller skończyła szkołę w Rumunii. Studiowała germanistykę i literaturę rumuńską  na uniwersytecie w Timiszoarze. Przyjaźniła się z członkami grupy "Banat", składającej się z uczniów i pisarzy niemieckich z Rumunii, kontestujących reżim komunistyczny, czym zwróciła na siebie uwagę securitate.
Mimo pilnej obserwacji przez służby bezpieczeństwa, pozwolono jej w połowie lat 80-tych na wyjazd do RFN, po którym wróciła do Rumunii. W 1987 roku wyjechała do Niemiec na stałe.
Pierwszą nagrodę literacką (imienia Adama-Müllera-Guttenbrunna) otrzymała w 1981 roku w Timiszoarze. Literacką nagrodę Nobla otrzymała (w 2009 roku) za „połączenie intensywności poezji i szczerości prozy w przedstawieniu świata wykorzenionych”.
Rumunii są dumni z pani Müller, ale nie darzą jej wielką miłością.

Zupełnie inaczej postrzegany jest Constantin Brancusi (1876-1957). Tego absolutnie wybitnego rzeźbiarza, Rumuni kochają, chociaż w 1952 roku uzyskał francuskie obywatelstwo, a przed śmiercią (w Paryżu) swoją pracownię zapisał Francji, a nie Rumunii, ale zważywszy na okoliczności polityczne i rozkwitający wtedy w Rumunii komunizm, nie można mu odmówić racji.

Uważa się, że Brancusi stworzył podstawy nowoczesnej rzeźby. "Śpiąca muza" z 1909 roku zapoczątkowała nowy nurt, tzw. abstrakcję organiczną. W 1913 roku Brancusi wystawił swoje prace na Armory Show (International Exhibition of Modern Art, pierwsza wystawa sztuki nowoczesnej w Stanach) w Nowym Jorku. W latach 1920-1940 w swojej twórczości podjął temat ptaka w locie, którym zasłynął, w sumie wyrzeźbił 27 takich dzieł, w tym 5 marmurowych i 9 odlewów z brązu. Najsłynniejszą z nich jest "Ptak w przestrzeni" znajdujący się w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku.


Brancusi inspiruje do dzisiaj, zapoczątkowany przez niego nurt przetrwał (nawet w sztuce użytkowej, sama mam w domu świeczniki przypominające kształtem "Niekończącą się kolumnę"), a 19 lutego 2011 roku Google postanowiło uczcić 135 rocznicę urodzin mistrza, zmieniając na jego cześć swoje logo (źródło: Matt McGee).

Wciąż inspiruje również George Enescu (1881-1955), każdej jesieni w Bukareszcie organizowany jest największy w Europie, a może i na świecie, festiwal muzyki klasycznej jego imienia (na zdjęciu motyw z plakatów), koncerty trwają prawie cały miesiąc i przyjeżdżają na nie orkiestry i soliści z całego świata.
Enescu bez wątpienia był geniuszem, w wieku zaledwie 7 lat został przyjęty do konserwatorium muzycznego w Wiedniu, które ukończył w ciągu 5 lat, a dalszą naukę kontynuował w Paryżu. 


Był kompozytorem, skrzypkiem, pianistą, dyrygentem i pedagogiem, jedną z najwybitniejszych postaci świata muzycznego na początku XX wieku. Pisał symfonie, opery, suity, kwartety i wiele, wiele innych.
Poniżej link do Rapsodii Rumuńskiej cz. I:


O czterech pierwszych znanych Rumunach może słyszeliście, ale wiecie kim była Ana Aslan

Ana Aslan (1897-1988) była lekarzem, gerontologiem.
Odkryła zastosowanie roztworu prokainy (tzw. geriokainy) w opóźnianiu procesu starzenia się i mimo że jej skuteczność była później kwestionowana, wiele osobistości międzynarodowych (m.in.: Tito, Charles de Gaulle, J. F. Kennedy, Indira Ghandi, Marlene Dietrich, Salwador Dali) przybywało do niej na terapię "Gerovitalem". 
Franek powiedział mi, że jego babcia też chodziła na zastrzyki z "Gerovitalu", to był szał i szyk przełomu lat 70-tych i 80-tych.


Wspólnie z farmaceutką Eleną Polovrageanu opracowała  i opatentowała "Aslavital" produkt geriatryczny wprowadzony do produkcji przemysłowej w 1980 roku. Chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że pani Aslan była prekursorem medycyny młodości.

A Gerovital to dziś znana marka kosmetyczna, jej produkty dostępne są także w Polsce (widziałam na opakowaniach opis produktu w języku polskim), w Grecji, na Węgrzech i w Wielkiej Brytanii. 



A skoro już jesteśmy przy medycynie, to warto przypomnieć o Nicolae Paulescu (1869-1931), lekarzu, fizjologu, naukowcu, profesorze Uniwersytetu Medycznego w Bukareszcie,  który przyczynił się do odkrycia związków przeciwcukrzycowych hormonu uwalnianego z trzustki, później nazwanego insuliną.
Już w 1916 roku (Banting i Best ogłosili odkrycie insuliny w 1922 roku, a w 1923 Banting dostał za to odkrycie nagrodę Nobla!) Paulescu wyizolował substancję, którą nazwał Pancreiną (obecnie insulina), jej wyciąg wstrzykiwał dożylnie psom z cukrzycą i zaobserwował, że po zastrzyku patologicznie wysoki poziom cukru we krwi chwilowo wracał do normy. Dalsze badania przerwała mu I Wojna Światowa. 


Po wojnie, od lipca 1921 roku Paulescu opublikował cztery artykuły opisujące badania, ostatni z nich, najbardziej szczegółowy, pojawiał się w sierpniu 1921 roku.
Pomimo niewątpliwie dużego wkładu w rozwój wiedzy o ludzkim metabolizmie, Nicolae Paulescu jest niemal całkowicie ignorowany przez zachodnią historiografię naukową.


W dziedzinie medycyny doceniony za to został George Emil Palade (1912-2008), który w 1974 roku otrzymał nagrodę Nobla „za odkrycia dotyczące strukturalnej i funkcjonalnej organizacji komórki”.

George Palade był lekarzem i człowiekiem nauki, ukończył medycynę w Bukareszcie, w czasie wojny służył w Armii Rumuńskiej, a krótko po niej, w 1946 roku wyjechał do Stanów, gdzie rozpoczął karierę naukową.
W 1986 roku został odznaczony przez prezydenta Regana.




A kto pamięta gibką Nadię Comaneci (ur. 1961) zdobywczynię pięciu złotych medali olimpijskich?

Pani Nadia jest legendą rumuńskiego sportu i wzorem do naśladowania dla tysięcy dziewczynek (istnieje nawet lalka Nadia, gimnastyczka). Jako pierwsza w historii gimnastyki, aż 7 razy dostała maksymalne noty.

W 1989 roku (ale jeszcze przed rewolucją) uciekła z Rumunii do Austrii, gdzie w ambasadzie USA poprosiła o azyl i pozostała Stanach. Obecnie udziela się w akcjach charytatywnych, została wiceprzewodniczącą Rady Dyrektorów Międzynarodowych Olimpiad Specjalnych, ufundowała także klinikę w Bukareszcie dla sierot i dzieci z ubogich rodzin. Rząd Rumunii nadał jej tytuł Honorowego Konsula w USA.
Rumuni ją uwielbiają.


Kolejna legenda sportu to Ilie Nastase (ur. 1946), tenisista, który największe sukcesy odnosił na początku lat 70-tych kiedy to wygrał turnieje: US Open (1972) i Roland Garros (1973). W sumie w grze pojedynczej wygrał 57 turniejów rangi ATP World Tour.

On również stał się wzorem do naśladowania, choć ostatnio nie ma najlepszej pracy, ale teraz rumuński tenis ziemny ma nową, młodą gwiazdę Simonę Halep (ur. 1991), która na początku 2013 roku była notowana na  47. miejscu w rankingu WTA, a na koniec roku była już na 11. i założę się, że jeszcze o niej usłyszymy.

Długo zastanawiałam się kim zamknąć moją listę sławnych Rumunów i w końcu stwierdziłam, że król będzie najbardziej odpowiedni, bo dziś, poza Rumunią i innymi monarchiami, mało kto pamięta, że wciąż żyje ostatni król Rumunii Michał I.

Mihai I (ur. 1921), syn Karola II i księżnej Heleny, pochodzi z dynastii Hohenzollern-Sigmaringen. Był następcą Ferdynanda I (swojego dziadka). Panował w latach: 1927–1930 i 1940–1947. W sierpniu 1944 przeprowadził obalenie dyktatury Iona Antonescu. W grudniu 1947 pod sowieckim naciskiem abdykował i emigrował do Szwajcarii. 


Do dziś przebywa na emigracji, a jego wizyty w kraju są powodem wielu dyskusji na temat przywrócenia monarchii w Rumunii. Podczas jego pierwszej wizyty po upadku komunizmu, w 1992 roku rząd przestraszył się jego popularności do tego stopnia, że zakazał mu wjazdu do kraju przez kolejne 5 lat! Mimo ogromnej sympatii społecznej, ustrój monarchistyczny w Rumunii raczej nie powróci, więc król pozostaje tylko symbolem.

(Zdjęcia w kolejności wykorzystania: www.icr.ro; www.port.ro; www.humanitas.ro; www.jurnalspiritual.eu; www.farmec.ro; www.rounite.com; www.umfcaroldavila.ro; www.time.com; www.treizecizero.ro; www.tvr.ro)

12 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawie!
    Ze wstydem przyznaję, że nie miałam pojęcia, że Ionescu był w połowie Rumunem. A po ukończeniu filologii polskiej powinnam to pojęcie mieć. Wstyd. Ale człowiek uczy się przez całe życie.
    No i król - na prawdę jest w sędziwym wieku. Tak trzymać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda :)
      Ha! czyli nie jestem jedyna, która nie wiedziała, że Eugene Ionesco urodził się jako Eugen Ionescu! Ale jak twierdzi Magda poniżej, to podobno nie nasza wina :) Pozdrowienia jeszcze raz!

      Usuń
  2. Słuchaj... Na lekcjach języka polskiego wpajano nam, iż Ionesco BYŁ francuzem-;))
    Nie musisz więc zwalać tej narodościowej dezorientacji na... niepamięć-;)

    Poza tym... hmm WOW.
    Mam nadzieję, że to jedynie pierwszy odcinek rumuńskiej sago-biografii?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? No właśnie, ja tego zupełnie nie zarejestrowałam, a co jak co, ale temat absurdu w literaturze mnie pociągał.
      Cieszę się, że Ci się spodobało, mi też, bo sama przy okazji pisania dowiedziałam się sporo nowych rzeczy, najbardziej zaskoczył mnie Paulescu z insuliną, no i Ana Aslan jest moją ulubienicą :)

      Usuń
  3. No to lepiej u mnie ze znajomoscia niz wczoraj. Z dzisiejszej listy znalam Ionesco i Comaneci, a wczoraj to byla totalna porazka.
    O tym, ze Ionesco byl Rumunem wiedzialam, choc juz nie pamietam skad. Zreszta we Francji czesto wystawiane sa jego sztuki (Widzialam ostatnio "Krol umiera" w Teatrze Hebertot z wspanialym 89-letnim Michelem Bouquet z Comedie Francaise).
    Za kazdym razem w notkach o autorze pisza wyraznie, ze jest pisarzem francusko-rumunskim, cokolwiek by to mialo oznaczac :))
    Pozdrawiam
    Nika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, wczorajszy post Malwiny też był dla mnie odkrywczy! :)
      A swoją drogą to miłe, że Francuzi wspominają o rumuńskich korzeniach Ionesco. Pamiętam, że kiedyś pokłóciłam się, z którymś z moich francuskich znajomych, bo dla mnie Chopin był Polakiem i koniec, a on twierdził że był kompozytorem francusko-polskim :)
      Pozdrawiam, Magda

      Usuń
  4. Bardzo ciekawa notka, szczegolnie zaskoczyla mnie Ana Aslan przyznam sie ze pierwszy raz o niej slysze, a to dopiero ciekawostka .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? :) Ja co prawda słyszałam, że była, ale dopiero teraz, jak pisałam dowiedziałam się więcej.

      Usuń
  5. wspaniała notka .. świetnie się czyta .. Nadia to niesamowita kobieta .. jest wspaniałym ambasadorem Rumunii :^)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Tak, Nadia jest wspaniała, zgadzam się całkowicie i nikt jeszcze nie pobił jej rekordów ;))) Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Właśnie odkryłam, że jedną z nielicznych Rumuńskich postaci, które znam jest Nadia. Wstyd dla mnie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale teraz już znasz o 9 więcej ;))) Pozdrawiam serdecznie!
      Magda

      Usuń