poniedziałek, 17 marca 2014

03/17/2014

Dzieje się dużo, tak dużo że nie wiem od czego zacząć. Mój umysł defragmentuje rzeczywistość, żebym mogła ją jakoś przetrawić i przyswoić.

Najpierw mini wakacje, słońce, kaktusy, suchy wiatr i trzy przeczytane książki. Błogi stan nie trwał długo, bo wczoraj w drodze do domu trzasnęła w nas wiadomość, że rodzice Franka mieli wypadek samochodowy, a Sandra była z nimi. Zrobiło mi się słabo i niedobrze zarazem, ale zanim zaczęłam płakać i krzyczeć, że natychmiast żądam wszystkich szczegółów, dowiedziałam się, iż najróżniejsze konsultacje medyczne wykazały, że oprócz jednego siniaka i zadrapania na policzku jest cała i zdrowa. Druga informacja to taka, że była w foteliku... aż podniosłam brwi w drodze uznania, bo przecież dyskusje na temat sensu przewożenia dzieci w fotelikach nie miały końca.
Po mniej więcej 15. godzinach w różnych samolotach dotarliśmy prosto do rodziców, oni zdenerwowani do granic możliwości, mama Franka trzyma się za głowę, ojciec odpala papierosa od papierosa, Sandra śpi... opowiadają nam wszystko, jedno przez drugie, do pierwszej w nocy, Bogu dzięki że tylko na stresie i skasowanym samochodzie się skończyło.

Dziś odebrałam Sandrę, jedziemy do domu, zatrzymujemy się w parku, sama radość. Oczywiście po drodze wypytałam Sandrę, czy gdy uderzył w nich inny samochód to była w foteliku, powiedziała że tak po czym pokazała o którą część fotelika się uderzyła i coś mi tym wszystkim zaczęło nie pasować... mama Franka powiedziała że co prawda nic nie pamięta, ale na pewno zderzyły się głowami. Ci którzy mają dzieci, wiedzą z jaką precyzją kilkulatek potrafi odtworzyć fakty... z relacji mojego dziecka jasno wynikało, że będąc w foteliku nie mogła się uderzyć o część którą pokazała mi kilkakrotnie. Pytam się więc, jak to możliwe, a ona na to, że wcale nie była w foteliku tylko u babci na kolanach, nikt z nich nie miał zapiętych pasów i jeszcze pokazała dokładnie o co uderzyła się babcia. Powiedziała mi również, że to dziadkowie kazali jej mówić, że była w foteliku. W zamian za szczerość dostała nowe balerinki, ale no kurwa mać! Nie mam słów. Oczywiście, że cieszę się, że w zasadzie nic im się nie stało, ale gdyby BYŁA w foteliku nie miałaby nawet zadrapania i siniaka na policzku. Mam nadzieję, że to całe zdarzenie naprawdę przestraszyło rodziców i NAPRAWDĘ zaczną wozić Sandrę w foteliku, tak jak ich o to tysiąc razy prosiłam.
Nie wiem czy robić z tego aferę czy nie. Frankowi na pewno powiem, co o tym myślę, a on niech sobie robi z tą wiedzą co chce.

W pracy Sajgon, a ja nie mogę się na niczym skupić.
W sobotę moja przyjaciółka bierze ślub, tu, w Bukareszcie, muszę potwierdzić fotografa i fryzjera, nie pamiętam czy potwierdziłam restaurację, nie mam sukienki.

Za tydzień z hakiem lecimy do Hiszpanii, nie wiem czy dokupić bilet dla Sandry czy nie. Biję się z myślami, które gonią, jedna za sobą bez składu, chyba zrobię pranie, może nawet ręczne, dotleni mi się mózg i może będzie lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz