czwartek, 31 października 2013

10/31/2013

Kończę czytać o życiu na japońskiej prowincji (Życie jak w Tochigi, Anny Ikeda) i naprawdę cieszę się, że zakochałam się w Rumunie, a nie w Japończyku, bo nie wiem czy dałabym radę zmagać się z aż tak inną codziennością, że o języku, nawet nie wspomnę. Szacunek dla autorki.

Śniło mi się dziś, że książę Harry był moim młodszym bratem i bez pardonu wyciągał kasę od mojej mamy, podczas gdy ja, próbowałam robić wszystko, żeby tego nie robić. I zastanawiałam się skąd u moich rodziców takie rude dziecko, ale zaraz potem zadzwonił budzik o szóstej rano i zawiozłam Franka na lotnisko. 

W Rumunii, jak już pisałam rok temu i dwa lata i trzy chyba też, nie obchodzi się, ani Wszystkich Świętych, ani Zaduszek, ani Halloween, owszem są imprezy, jak u nas w przedszkolu na przykład (do której wcale nie jestem przekonana, ale zabawa dla dzieci jest zabawą więc idziemy), ale nie na masową skalę.

Potwornie szybko mi minął ten październik, a w Makro już Boże Narodzenie, trochę mnie to dołuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz