Czuję się, jak nastolatka złapana na piciu wódki. W lesie z paczką fajek. Wódki, której tak naprawdę nie piłam, bo nie lubię. No i przyszło tsunami. Wyrzuciło na brzeg wszystkie brudy, bo każdy ma coś za uszami, nawet jeśli mu się wydaje, że wie gdzie jest granica, to gówno prawda. No i tak albo będzie dobrze albo nie. Na razie stąpamy po bardzo kruchym lodzie. I teraz tak, albo lód stopnieje i wpadniemy do ciepłej i przyjemnej wody, albo woda zamarznie i dalej będziemy iść po lodzie. Metafora jak ze stwora.
PS. Taras przecieka, jak cholera, kurwa mać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz