poniedziałek, 13 maja 2013

05/13/2013

O Matko i córko, nie wiem co to było, ale wczoraj (tak, w dniu urodzin) mało nie zeszłam z tego świata i wcale nie żartuję, Franek wzywał pogotowie. Wyrzygałam chyba śniadanie z pierwszego dnia podstawówki i myślałam, że wyrzygam też wątrobę, przepraszam za dosłowność, ale naprawdę to co się działo z moimi wnętrznościami jest nie do opisania. Było mi słabo i miałam dreszcze, bałam się sama iść do kibla, żeby nie zemdleć po drodze. Momentami wydawało mi się, że spadam, potem że mnie wciska w łóżko, nie wiedziałam co się ze mną działo, koszmar. Nie wierzę, że to był tylko kac, okej piłam wino, ale wino, nic innego i to różowe, niemożliwe, żebym wypiła więcej niż trzy, cztery kieliszki, więc albo mi ktoś coś do tego wina dosypał (a to możliwe, bo byliśmy w kubie świętować moje i Franka urodziny, a ja nie pilnowałam kieliszka) albo to przez ryby, bo było sushi, bardzo eleganckie, bardzo fusion, tylko zapomniałam wspomnieć, że mój organizm nie toleruje ryby maślanej i jeszcze innej, a wczoraj nikt nie potrafił mi dokładnie powiedzieć co to były za ryby. No więc tak. A poza tym to impreza była bardzo udana. Dostałam od Franka zegarek moich marzeń i krótką ucieczkę na Santorini, co prawda chyba jeszcze nie kupił biletów, a mamy lecieć w niedzielę. Lecimy sami, żeby pobyć razem, cieszę się, bardzo, mam nadzieję, że niezdrowe emocje zupełnie wyparują.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz