środa, 24 kwietnia 2013

04/24/2013

Franek się stara, ja też. Zrobiłam więc risotto, bezbłędne, aksamitne, absolutnie włoskie... takie, że dupę urywa i chce się śpiewać pełną piersią z radości, przynajmniej mnie. Naprawdę i nie muszę być skromna. I nieważne, że podczas gotowania dwa razy włączył się alarm przeciwpożarowy, którego nie umiałam wyłączyć, więc dostawałam szału i ataku serca na przemian, a Sandra plątała mi się pod nogami wobec czego rzucałam kurwami pod nosem w stronę Emmy, a głośno prosiłam ją żeby zabrała uprzejmie dziecko na dwór, na górę, gdziekolwiek... efekt końcowy i kieliszek białego, wytrawnego wina, zrekompensowały mi krew, pot i łzy.

Za tydzień Wielkanoc. Tak trochę nie mam do niej stosunku, bo już miałam trzy tygodnie temu, ale obiecałam, że zrobię z Sandrą pisanki, to zrobię, again and again. Dzień świstaka. A i tak mam taryfę ulgową, bo tuż przed świętami jadę na kongres i tak jakby nie mam kiedy zabijać, patroszyć i gotować młodej owcy, jak to tutaj jest w zwyczaju. No tak, bo w Rumunii na Wielkanoc podaje się głównie jagnięcinę. Zupa jest koszmarna, bo gotuje się ją na głowie, więc już mnie wzdryga, ale reszta dań bardzo smaczna, oprócz mózgu, bo nie jestem fanką.

Ale, ale... to nie wszystko, bo przed Wielkanocą będą jeszcze imieniny i urodziny Franka, wszystko na raz, w niedzielę wydaję obiad dla rodziny, zdaje się że na dziesięć osób, ale nie wiem, bo z bratem Franka nigdy nic nie wiadomo. Będzie po włosku, bo mam ochotę na lasagne, no i po wczorajszym sukcesie kulinarnym Franek zażądał risotta zamiast zupy... ja pierdolę, będziemy jeść do risotto do wyrzygania... ale już mu obiecałam.
A Franek obiecał, że nie będzie pracował w weekend... zobaczymy, obiecał też, że zdejmie świąteczne lampki z drzewek w ogrodzie, bo jednak bardziej kojarzą się z Bożym Narodzeniem niż z Wielkanocą.

A według horoskopu jutro pełnia i mam się mieć na baczności. Będę. Amen.

2 komentarze:

  1. Jesteś moim mistrzem-;))))Nigdy, przenigdy nie wyszło mi risotto. NEVER.
    Produkuję albo rozdyźdaną pulpę, albo niedogotowane byle gówno. Tradycyjnie zwalam winę na ryż... no, ale przecież sama wiem, że to ja jakaś lewa jestem-;))
    Ż.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, oj tam, mam dobry przepis po prostu. Podeślę Ci to się przekonasz, że to wina ryżu.

      Usuń