środa, 27 lutego 2013

02/27/2013

Odbieram Franka w nocy z lotniska, a on się pyta co mi tak koła szumią. Już dawno mówiłam, że mi się nie podoba ten dźwięk, ale wciskali mi kit, że to opony zimowe, a ja przesadzam. 
Przesadzam cały czas, szkoda, że nie kwiaty, bo nasza gwiazda betlejemska nie wygląda dobrze, ale zamówiłam już orchidee i mają przyjść jutro, akurat na pierwszy dzień wiosny. Tak, bo w Rumunii wiosna zaczyna się pierwszego marca, a jej nadejście jest hucznie obchodzone w każdym zakładzie pracy i panie dostają od panów martiszory, czyli kwiatki, broszki i inne durnostojki przewiązane biało-czerwonym sznureczkiem, pisałam o tym chyba w zeszłym roku. Bardzo miła ludowa tradycja, w Bułgarii też jest. Niestety mam podejrzenia, że znakomita większość tych "ludowych" martiszorów jest robiona w Chinach. 
Jeszcze trochę i Chińczycy zaczną robić oscypka, z mleka w proszku na przykład. Ach! odkryłam nowy ser, nowy dla mnie oczywiście, brynza de burdów, miękki trochę śmierdzący w sam raz do jajek. 
Wczoraj z CNN dowiedziałam się, że oprócz tego, że świat szeroko komentuje ostatnie dni urzędowania papieża, to Denis Rodman został zaproszony do Korei Północnej (!), tylko z jego wpisów na twitterze wynikało, że nie wie do końca do której Korei jedzie, bo chciał się spotkać z gościem od Gangnam Style. No ale przecież jak się jest Denisem Rodmanem, nie trzeba wnikać w szczegóły. 
Przestało padać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz