piątek, 23 marca 2012

03/23/2012

Zaczęło się od tego, że czekałam na Franka godzinę w samochodzie. Na początku pomyślałam, że to nawet fajnie, bo pomaluję sobie paznokcie, potem napisałam mu smsa, że czekam pod kliniką, nie wejdę bo jestem wypindrzona, no i te paznokcie jeszcze mi schły. Gdy rozważałam powrót do domu i pierdolnięcie tej zasranej randki, zadzwonił i powiedział że za pięć minut zejdzie. Oczywiście z pięciu minut zrobiło się piętnaście, wytrzymałam. Wsiadł do samochodu cały w skowronkach, jedną ręką dawał mi czekoladki, drugą mnie głaskał, chciałam mu przylać naprawdę, ale my się nawet nie potrafimy kłócić, więc tylko kazałam się przeprosić, powiedziałam co myślę o czekaniu przez godzinę (kurwa!) w samochodzie i dałam spokój. Kolacja była dobra, białe wino jeszcze lepsze, owocowe, wiosenne, trochę się pośmialiśmy z naszego pierwszego spotkania, trochę ze znajomych, a potem dowiedziałam się, że jedna z dziewczyn z recepcji jest kochanką brata Franka i że wszyscy o tym wiedzą razem z żoną, ale ona i tak nic nie może z tym zrobić, albowiem jest zaniedbaną kurą domową. To był jednak gwóźdź programu. Trochę mi atmosfera siadła, Frankowi nie. On się w ogóle nie przejmuje, a ja nie mogę przestać o tym myśleć. I weź się tu poświęcaj dla rodziny, nie ma mowy! Idę szukać butów w internecie. A potem nauczę się latać, o!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz